Biedronkowe urządzenie do pedicure-hit czy szit?
Dziś przychodzę do Was z recenzją Biedronkowego urządzenia do pedicure, które zakupił mi mój mąż. Wiedział, że wzdychałam bardzo do elektrycznego pilnika do stóp marki School, ale za prawie 200 zł nie pozwolę sobie go kupić. Biedronkowy pilnik kosztował całe 24,99 i jest marki Beauty Line, a jego zakup z racji tego został zaakceptowany. Jak wiecie, z wykształcenia jestem technikiem usług kosmetycznych. Mam także ukończony kurs manicure i pedicure i po żadnych zakładach kosmetycznych nie chodzę. O swoje stopy dbam sama w domu bo umiem i to lubię. Dlatego domowe urządzenie w formie elektrycznego pilnika bardzo ułatwiłoby mi pracę.
Urządzenie zapakowane było w mały czarny karton. Jego zawartość to elektryczny pilnik z plastikową nakładką zabezpieczającą, malutki pędzelek do usuwania pyłu i zanieczyszczeń z pilnika oraz baterie paluszki szt 2. Baterie wkłada się po przekręceniu końcówki i wyjęciu wkładu na baterie z urządzenia. Należy robić to delikatnie, bo przy mocnym szarpnięciu wszystko wylatuje na podłogę. System mało dopracowany moim zdaniem i trochę kłopotliwy w obsłudze, ale baterie tak zabezpieczone na pewno nie wypadną, nawet gdy pilnik spadnie nam niechcący na podłogę.
Urządzenie ma jeden stopień prędkości, który jak na mój gust jest trochę za wolny i przy nacisku do skóry niestety głowica zatrzymuje się. Ja wiem, że jest to urządzenie do użytku domowego, dla laików i nie może być szybkie jak profesjonalna frezarka, ale bez przesady. Taką prędkością to do jutra nic nie zetrę. Pilnik ma także wymienną głowicę, która jak się nam stępi to możemy ją wymienić na inną zakupioną oddzielnie. Zazwyczaj są pakowane one po 4 sztuki i przy zakupie urządzenia należy zakupić od razu także końcówki. Pilnik to urządzenie, które można kupić od czasu do czasu w Biedronce i nie jest w ciągłej sprzedaży więc żeby później nie było, że czegoś nie ma. Koszt takich wkładów jest taki sam jak urządzenia czyli 24, 99 zł . Czyli zestaw: pilnik i cztery wkłady mamy za kwotę ok 50 zł.
Przystępujemy zatem do zabiegu. Stopy należy wymoczyć w ciepłej wodzie z zmiękczającą solą do stóp. Jak naskórek już jest przygotowany, osuszamy go i do dzieła. Ściągamy nakładkę zabezpieczającą, włączamy urządzenie i przykładamy do skóry...
Powiem Wam tak....mam już wiele lat doświadczenia w zabiegach pedicure. Wykonywałam je sobie i wielu różnym osobom. Miałam do czynienia z różnymi stopami. Różną formą zaniedbania. Różnymi rodzajami naskórka. Mój z racji codziennej pielęgnacji nie jest tragiczny. Zero mega zgrubiałego, popękanego, twardego naskórka, tylko lekko zgrubiona skóra na piętach i palcach u stóp....Ale jakbym miała doprowadzić ten naskórek do stanu zadowalającego pilnikiem z Biedronki, robiłabym to chyba tydzień. To tak wolno chodzi. I tak muska naskórek, zamiast go ścierać. Cały naskórek ścieram zatem profesjonalną tarką do stóp, a tylko małe paluszki robię tym pilnikiem. Do tego on się nadaje perfekcyjnie, gdyż tarką jestem w stanie się poranić, a nim bardzo ładnie wygładzę sobie skórę właśnie na ostatnich małych palcach. Dobrze też nadaje się do wygładzania naskórka wałów około paznokciowych, gdzie skóra jest delikatniejsza i po wycinaniu skórek często zostają mi zadziorki. To wszystko tyczy się mojego prywatnego zabiegu pedicure. Nie używałam urządzenia u innych osób, bo szkoda mi czasu i nerwów. Jest zatem przeznaczone tylko do mojej prywatnej dłubaniny.
Urządzenie do domowego pedicure firmy Beauty Line mogę Wam porównać do pilnika do pięt School, bo miałam przyjemność go wypróbować robiąc pedicure teściowej, która sobie taki zakupiła. Ma wersję standardową, niebieską z głowicą do ścierania mocno zaawansowanego naskórka. Czyli tą najmocniejszą. Pilnik School jest na pewno dużo dużo lepszy od tego Biedronkowego. Ściera naskórek dużo lepiej, ale szału nie ma. Nie wygląda to tak jak w reklamie telewizyjnej, gdzie urządzenie śmiga jak marzenie, a modelka po chwili ma nogi gładkie jak niemowlak. Co jest śmieszniejsze, bez uprzedniego rozmiękczenia naskórka, czyli zabieg był wykonywany na sucho.
Śmiałam się jak oglądałam tą reklamę, aż mnie bolał brzuch. Pilnik School kosztuje ok 180 zł, a wkład chyba z 80 zł. Ja nie wydałabym tych pieniędzy na to urządzenie. Przyznam się, że wypróbować wypróbowałam, ale szału nie ma, nic nie urywa, z zachwytu nie padam. Nie ma to jak profesjonalna tarka do stóp za 25 złotych i dobrze wymoczone nogi. U mnie jest 100 razy lepszy efekt niż po elektrycznych pilnikach.
Drogie Panie, jeśli macie stopy w opłakanym stanie, to wybieramy się na profesjonalny zabieg do kosmetyczki, która ma swoje sposoby na walkę z taki suchymi potworami. Ma też profesjonalną frezarkę i trochę starodawne urządzenie zwane Omegą, które pozbawi Was suchego, okropnego naskórka i odkryje piękno waszych stóp na nowo. Jeśli potrzebujecie dobrego urządzenia do domowego pedicure, a Wasze stopy są w stanie w miarę dobrym i wymagają zwykłej kosmetyki to kupcie sobie porządną tarkę i zaopatrzcie się w dobre kosmetyki do pielęgnacji stóp, a nie elektroniczny pilnik. Nie ważne jakiej firmy, bo wszystkie do użytku domowego są nie warte swoich cen i zawracania sobie nimi głowy....
Podsumowanie : fajny i ciekawy gadżet, który w moim przypadku dobrze sprawdza się przy pielęgnacji małych paluszków u stóp, bo miałam wiecznie problem by usunąć z nich suchy naskórek. Jednak jeśli chodzi o ścieranie naskórka z innych części stóp to sprawdza się kiepsko, bo ma bardzo słabą moc. Gdyby tą moc zwiększyć ok 3 krotnie, to pilnik Beauty Line mógłby być fajną alternatywą dla zwykłej domowej tarki. Ale z tą prędkością to sorry, ale tygodnia nie mam by pozbyć się suchego naskórka ze stóp.
Jak ktoś się chce przekonać, to proszę ale szału nie ma i na kolana nie powali z zachwytu. Ciekawy gadżet, ale raczej do pielęgnacji bezproblemowych stóp, którym przyda się tylko niewielka kosmetyka.
Ktoś z Was testował? Jakie wrażenie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Bardzo dziękuję Ci za odwiedzenie mojego bloga i każdy pozostawiony przez Ciebie komentarz. Motywuje mnie to działania.
Komentując post wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych osobowych, które odbywa się na podstawie zgody użytkownika na przetwarzanie danych osobowych (art. 6 ust. 1 lit a RODO z dn. 25.05.2018)