czwartek, 25 lipca 2019

BOTANIC SkinFood - nowa marka kosmetyków naturalnych w drogeriach Natura




7 czerwca do drogerii Natura weszła nowa marka kosmetyków naturalnych do pielęgnacji twarzy BOTANIC SkinFood, o której pisałam Wam w innym wpisie na moim blogu. Miałam tę przyjemność, że mogłam przetestować te kosmetyki przedpremierowo i dziś chciałabym podzielić się z Wami moją opinią na ich temat.



BOTANIC SkinFood są to polskie kosmetyki, które mają minimum 97% składników pochodzenia naturalnego. Wszystkie oparte są na wysoce odżywczych składnikach superfoods, które stanowią naturalne źródło zdrowia, a teraz także botaniczny pokarm dla skóry. Receptury tych kosmetyków są w 100% wegańskie i nie zawierają sztucznych wypełniaczy, dzięki czemu są zdrowsze dla nas i naszego środowiska. 

Do przetestowania dostałam:

Malinowy peeling do twarzy 
Hydrolat lawendowy do skóry i włosów 
Krem nawilżający herbata matcha i mango 
Zieloną maskę algową peel-off 

Bardzo podoba mi się to, że ma każdym opakowaniu kosmetyku jest zrobiona analiza składu. Nie każdy jest biegły z chemii i nie każdy ma tak pojemną głowę, by zapamiętać te wszystkie nazwy i znać ich znaczenie. Tu marka nas wręczyła i wszystko jest czarno na białym, dzięki temu biorąc kosmetyk do ręki, już wiem co się w nim znajduje, bez kombinowania i zastanawiania się. 




Zacznijmy od hydrolatu. Bardzo lubię wszelkiego rodzaju naturalne płyny do oczyszczania skóry twarzy. Często sięgam zarówno po płyny micelarne, toniki, czy tak jak w tym przypadku po hydrolat. Używam ich jako produkty to przemywania twarzy ale i łączę z sypkimi maseczkami. Tak też robiłam i w tym przypadku. Hydrolat lawendowy ma działanie tonizujące, odświeżające i oczyszczające. Nie zmywa makijażu - próbowałam. Nie radzi sobie z tym. Nie za specjalnie też oczyszcza skórę z zanieczyszczeń. Robiłam porównanie oczyszczania hydrolatem i płynem micelarnym i przy hydrolacie wacik był prawie czysty, natomiast płyn micelarny zebrał tyle zanieczyszczeń, że byłam w szoku. Kosmetyk natomiast bardzo dobrze nadaje się do tonizowania skóry już po jej oczyszczeniu. Uspokaja ją i przyjemnie nawilża. Świetnie sprawdza się również do rozrabiania maseczek. Choć nie jestem fanką zapachu lawendy, to w tym przypadku zapach jest delikatny i mi nie przeszkadzał. Opakowanie kosmetyku, to ciemna plastikowa buteleczka wykonana z plastiku o pojemności 250 ml z wygodną w użyciu pompką. 

Cena 23.99 zł. 





Drugim kosmetykiem, który bardzo przypadł mi do gustu jest Malinowy peeling do twarzy. Kosmetyk przeznaczony jest do skóry tłustej i mieszanej. Zamknięty jest w szklany ciemny słoiczek o pojemności 50 ml. Sam kosmetyk ma postać galaretki, w której wyczuwalne są ścierające drobinki, które są niczym innym jak drobinkami pestek malin. Peeling dodatkowo zapakowany jest w kartonik, na którym mamy wyszczególniony cały skład i opis samego kosmetyku.





Peeling ma za zadanie usunąć martwy naskórek i przygotować skórę twarzy do dalszych zabiegów pielęgnacyjnych. I robi to skutecznie. Trochę zaskoczona jestem zapachem peelingu, bowiem jest taki "nie malinowy". Trochę  w nim te maliny czuć, ale słabo. Natomiast sam zapach jest przyjemny. Lubię go, a sam kosmetyk również przypadł mi do gustu. Dobrych, naturalnych peelingów do twarzy nigdy nie jest pod dostatkiem. Oprócz ekstraktu z malin, w peelingu jest również zawarty ekstrakt z eukaliptusa, który działa ściągająco i odświeżająco. Lubię ten peeling, bo dobrze oczyszcza, a przy tym nie wysusza skóry. 

Cena 19.99 zł. 





Po oczyszczeniu twarzy i tonizacji, przechodzimy do nawilżenia. I tu z pomocą przychodzi mi Krem nawilżający z dodatkiem herbaty matcha i mango. Kosmetyk przeznaczony jest do każdego rodzaju cery, w tym zmęczonej. Kremik zamknięty jest w mały szklany, ciemny słoiczek o pojemności 50 ml. Kosmetyk przyjemnie pachnie, ale znów nie jest to zapach mango. Nie mniej jednak podoba mi się, to co czuje mój nos.




Krem jest rzadki, ma lekką konsystencję i szybko się wchłania. Przyjemnie nawilża i pielęgnuje skórę. Nadaje się pod makijaż. Ekstrakt z mango i zielonej herbaty Macha jest dość daleko w składzie, jednak na drugim miejscu, zaraz po wodzie jest olej ze słodkich migdałów, który lubię i stosuję w mojej pielęgnacji, więc jestem udobruchana. Polubiłam ten krem. 

Cena 27.99 zł 





I na koniec coś, co uwielbiam i nie wyobrażam sobie, by tego kosmetyku mogło zabraknąć w mojej pielęgnacji - maseczka do twarzy. Do przetestowania dostałam Zieloną maskę algową peel-off, która o dziwo nie jest w żelu, a w proszku. Przed użyciem należało ją wymieszać z wodą lub hydrolatem. Zastosowałam oczywiście hydrolat lawendowy i dolałam go do maseczki tyle, by wyszła konsystencja gęstej śmietany. Całość nałożyłam na buzię za pomocą silikonowej szpatułki i czekałam ok 15 minut, aż maska zaschnie. Nie jest to typowa maska peel off, jest to alginat, czyli najprościej mówiąc jest gumo podobna i po zaschnięciu właśnie w dotyku taką gumę przypomina. Powinna się dać ściągnąć w całości jednak, ja swoją zdejmowałam w kawałkach, bo się urywała. Bardzo ważne w przypadku stosowania takich masek jest to, by nałożyć ją grubo na wszystkie miejsca. Bowiem jeśli nałożycie cienko, to ona zaschnie jak glinka i trzeba będzie ją albo zmywać albo lekko zdrapać. Nic przyjemnego. Pod takie maski można coś jeszcze nałożyć, np.: ampułkę i wtedy substancje w niej zawarte lepiej się wchłaniają w głąb skóry. Wszystko było by świetnie, gdyby nie to, że ta konkretna maska mnie uczuliła. Objawiło się to zaczerwienieniem i swędzeniem całej skóry twarzy, które nastąpiło dopiero po zdjęciu maski. Nie nie czułam, gdy miałam ją na twarzy. Także wybaczcie, ale nie powiem Wam, czy się sprawdza czy nie, bo musiałam po jej zdjęciu ratować się Zyrtekiem i byłam zbyt zła na to co się stało, by oceniać jej działanie. Na szczęście następnego dnia było już ok. Buzia jest cała i nie wygląda gorzej niż przed maską. Zapomniałabym dodać - maska pachnie jak pokarm dla rybek- niezbyt ładnie, ale po pomieszaniu z hydrolatem lawendowym zapach jest znośny. 
Cena: 5,99 zł.


Pamiętajcie tylko, że to nie wina maski, a mojej buzi, więc to wcale nie znaczy, że kosmetyk jest zły. Nie jest po prostu dla mnie. Natomiast z reszty zawartości paczki od drogerii Natura jestem bardzo zadowolona. 



Znacie produkty BOTANIC SkinFood?

















26 komentarzy:

  1. Mam te produkty i jestem z nich bardzo zadowolona.

    OdpowiedzUsuń
  2. bardzo polubiłam tą linię, su[er , że Natura wprowadziła własną markę kosmetyków pielęgnacyjnych

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ciekawi mnie maska i peeling ! :) Miłego testowania.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kusiła mnie ta maska, ale teraz to już sobie chyba odpuszczę. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawi mnie szczególnie seria z mango :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Fantastyczna jest ta seria kosmetyków :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie znam ich wogole. Z checia je poznam. Muszę się po nie rozglądać.

    OdpowiedzUsuń
  8. Sama ma i uważam, że to cudowna seria <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Kosmetyki są świetne, miałam okazję je poznać. Mocno kibicuje tej marce i trzymam kciuki za rozwój, czekając na kolejne propozycje

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie korzystałam nigdy z produktów tej firmy,ale wyglądają na ciekawe. Może sie na nie słyszę.

    Dominika D.

    OdpowiedzUsuń
  11. Malinowy peeling z miłą chęcią bym poznała, ogólnie wszystkie kosmetyki prezentują się całkiem fajnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam. U mnie oprócz maseczki sprawdziły się świetnie.

      Usuń
  12. fajne kosmetyki, zdecyduję się na peeling malinowy

    OdpowiedzUsuń
  13. Ciekawa jestem jak ta seria sprawdziłaby się u mnie.

    OdpowiedzUsuń
  14. Ten malinowy peeling bardzo mnie kusi

    OdpowiedzUsuń
  15. Bardzo lubię produkty tej marki. Mam od niej kilka kosmetyków i z każdego jestem zadowolona.

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję Ci za odwiedzenie mojego bloga i każdy pozostawiony przez Ciebie komentarz. Motywuje mnie to działania.

Komentując post wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych osobowych, które odbywa się na podstawie zgody użytkownika na przetwarzanie danych osobowych (art. 6 ust. 1 lit a RODO z dn. 25.05.2018)