Otwierasz Instagram - Distillery. Otwierasz Facebook - Distillery. Wpisujesz w wyszukiwarkę Google słowo Avon - wyskakuje Distillery. Co to jest, myślisz sobie? I koniecznie chcesz to sprawdzić. A ja ci dziś o tym opowiem.
Distillery to nowa seria wegańskich kosmetyków od marki Avon, bez alkoholu, bez substancji zapachowych, przebadana dermatologicznie, klinicznie i alergologicznie. To powrót do źródeł natury. Serię tę wydała dobrze znana nam i lubiana marka Avon. A ja dzięki programowi Hot Noty mogłam ją przetestować i przekonać się na własnej skórze, czy jest skuteczna. Czym zachwycił się cały internet? I najważniejsze, czy zachwyciłam się tym ja? O tym przeczytacie w dalszej części recenzji.
Tak jak wspomniałam, internet kipi aż od zdjęć i recenzji kosmetyków Distillery marki Avon. Seria w krótkim czasie okazała się bestsellerem, a użytkowniczki rozpisują się o tym, że kosmetyki są genialne. W skład serii wchodzi balsam do oczyszczania twarzy, żel na noc, krem na dzień, olejek i witamina C w proszku, którą możemy dodać do ulubionego kosmetyku.
Wiecie, że ja zawsze piszę szczerze i nie owijam w bawełnę. Nie lubię Was oszukiwać i zawsze opisuję swoje doświadczenia, zaznaczając przy tym bardzo wyraźnie, że są MOJE. A, że nie wszystko jest dla wszystkich, to niestety zdarza się czasami tak, że muszę napisać, że coś się u mnie nie sprawdziło. I tak też było w tym przypadku. Ale wszystko po kolei.
Wszystkie kosmetyki z serii Distillery mają szklane opakowania za co duży plus.


Clean Break Balsam oczyszczający z ekstraktami roślinnymi. Zawiera min. olejek morelowy, masło kakaowe, masło mango i ekstrakt z ogórka. Bardzo ciekawy kosmetyk. Producent zapewnia nas, że w magiczny sposób po wmasowaniu w skórę zmienia swoją konsystencję w mleczną piankę. Serio? U mnie żadnej pianki nie było. Ale jeśli nałożymy kosmetyk na mokrą skórę, to faktycznie trochę się pieni i robi biały, ale nie jest pianką. Za to kosmetyk zachowuje się w kontakcie ze suchą skórą jak olejek. Formę oczyszczania skóry olejami bardzo dobrze znam i lubię i tu jest podobnie. Z tym, że nie ma problemu ze zmyciem go ze skóry. Balsam przyjemnie oczyszcza i nawilża skórę. Nie używałam go do demakijażu oczu, ponieważ najpierw korzystam z płynu dwufazowego, a później oczyszczam twarz balsamem. Wszystko byłoby super, gdyby nie zapach kosmetyku. Jest okropny (oczywiście to kwestia gustu). Dla mnie pachnie zepsutym ogórkiem, takim za długo leżącym w lodówce. Ale oczyszcza fajnie. I mimo tego okropnego zapachu bardzo go polubiłam.
Cena regularna 79 zł za 50 ml.
Purify facial oil Regenerujący olejek do twarzy z olejem jojoba to mógłby być bardzo ciekawy kosmetyk. Zazwyczaj od olejków tego typu oczekujemy, że są w pełni naturalne. W tym przypadku mamy aż 97 % oleju jojoba, a na trzecim miejscu w składzie phenoxyethanol, który jest konserwantem o bardzo złej sławie. Nie mam nic przeciwko konserwantom w kosmetykach. Mają w końcu sprawić, że żadna zaraza nie opanuje naszego ulubionego kosmetyku. Ale żeby dawać tak silny konserwant do olejku do twarzy?
Olejek nie ma zapachu. Nawilża skórę przyjemnie, to trzeba mu przyznać - tak wydawało mi się przez pierwsze dwa dni. Używałam go na noc z żelem. Ale później zauważyłam, że moja skóra jest dziwnie podrażniona, więc mogę używać go tylko solo. A tak poza tym, to jestem w stanie używać go tylko na noc, bo nie wchłonie się na tyle, bym mogła stosować go pod krem na dzień. Nałożony solo zostawia na skórze tłustą warstwę. Plus za szklany kroplomierz.
Cena regularna to 99 zł co uważam za kosmos. Można kupić w 100% naturalny kosmetyk za dużo mniejszą kwotę.
Sleep Potion Głęboko nawilżający eliksir na noc z gliceryną roślinną, to przezroczysty żel, który ma za zadanie nawilżyć skórę podczas nocnego odpoczynku. Można go nałożyć solo na oczyszczoną skórę twarzy, ale również na olejek, o którym Wam wyżej wspomniałam. Bezzapachowy, szybko się wchłania, przyjemnie nawilża i nie pozostawia na skórze lepkiej warstwy. Niestety na 5 miejscu znowu pojawia się phenoxyethanol. A kosmetyk stosowałam przez dwa dni z olejkiem i niestety czułam, że ten duet mnie podrażnia. Zastosowany solo działał jak krem nawilżający i nie podrażniał.
Cena regularna 89 zł.
Shade the day Nawilżający krem na dzień SPF 25 z filtrem mineralnym. Ten kosmetyk użyłam dwa razy i nie chcę już więcej. Ciężki krem, który pozostawia na skórze białą warstwę. Producent zapewnia, że to normalne i trzeba go dobrze wsmarować. Nałożyłam go odrobinę i wierzcie mi, tego nie da się rozsmarować. On tak oblepia skórę, choć miał być fajnym lekkim kremem matującym. Pod makijaż się nie nadaje. Mam wrażenie, że moja skóra po jego nałożeniu zaczyna się pocić i nie oddycha. Dodatkowo błyszczy się. Mam wrażenie, że ten kosmetyk zatyka pory, co u mnie spowodowało wysyp niedoskonałości. Zdecydowanie moja skóra nie lubi tego kremu. Plus za duży filtr i brak zapachu. Jednak mimo tego jestem zdecydowanie na nie. I oczywiście na koniec dodam, że mamy tu także konserwant, który znajduje się w pierwszej połowie składu.
Cena regularna 89 zł za 30 ml
Ostatnim kosmetykiem, który mnie bardzo zaskoczył jest C Shot powder czyli witamina C w pudrze, którą można dodać do ulubionego kremu. Producent zapewnia w opisie, że kosmetyk stanowi 100% witaminy C z dodatkiem witaminy E. Jak widać po składzie znajdziemy tam także konserwant. Kosmetyk dosypywałam do żelu na noc. Ładnie się rozpuszcza i nie powoduje widocznych zmian w kosmetyku. Nie zauważyłam by działał jakoś niesamowicie na moją skórę. Mam mieszane uczucia co do stosowania tego kosmetyku. O ile używam go z kosmetykami z serii Distillery to ok. Ale skąd mogę mieć pewność, że będzie dobrze współgrać z kremem z innej serii? Zresztą tak naprawdę nie jest nigdzie napisane ile dokładnie mam tego wsypać do kremu czy serum. A jak wsypię za dużo? Z dużą rezerwą podchodzę do takich nowości kosmetycznych, choć muszę przyznać, że jestem bardzo pozytywnie zaskoczona zrobieniem takiego kosmetyku. Coś innego na polskim rynku.
Cena regularna 99 zł - szaleństwo.
Podsumowanie. Z jednej strony jestem miłe zaskoczona, że marka Avon wprowadziła na rynek te kosmetyki. Coś innego, nowego. Balsam do oczyszczania, gdyby nie miał zapachu, byłby moim ulubieńcem, choć i tak muszę przyznać, że pomijając zapach, to świetnie mi się go używa. Lubię moją skórę po jego zastosowaniu. Niestety jego zapach mi się bardzo nie podoba. Pamiętajcie jednak, że Wam może się bardzo podobać, dla odmiany, bo niektóre dziewczyny pisały, że dla nich jest świetny. Olej jojoba jest zawsze w cenie, ale inne firmy przyzwyczaiły mnie do tego, że nie dają takich konserwantów do swoich produktów. Nie oszukujmy się, konserwant ten robi dobrą robotę, ale może też bardzo podrażniać skórę. Żel na noc, to ciekawy kosmetyk, ale właśnie w połączeniu z olejkiem mnie podrażniły. A może to sam olejek lub żel? Tego nie wiem, bo jak stosuję je oddzielnie, to jest ok. Ale wiem na pewno, że kremu na dzień nie lubię, a co do witaminy C, to mam mieszane uczucia.
Jestem bardzo ciekawa Waszych opinii na temat tej serii. Piszcie koniecznie w komentarzach, co myślicie o tych kosmetykach.