Z publikowaniem treści w internecie jest różnie. Można się potknąć, wywrócić, a nawet złamać nogę, czy słono zapłacić za swoje gapiostwo lub celowe działanie. Trzeba uważać z tym co się robi, gdzie publikuje i co publikuje. Cieszę się, że powstał poradnik, dla twórców, który pokazuje, co robić, by robić dobrze i nie nadziać się przy tym na minę. "Internet a prawo - jak się nie potknąć?" - warto tę książkę przeczytać, szczególnie jeśli się jest początkującym internetowym twórcą.
Czemu napisałam, że początkującym twórcą? Dlatego, że do mojego działania w social mediach, praktycznie nic ta książka nie wnosi. Nie jest dla mnie żadnym zaskoczeniem, to co Tomasz Palak napisał, ale młodych twórców przestrzeże przed popełnianiem błędów. Chociaż jak patrzę na to, co się dzieje, to i niektórzy internetowi giganci książkę powinni przeczytać. Nie od dziś wiadomo, że nie można brać cudzego, bez zgody autora i wykorzystywać jako swoje. Nie można nawet pożyczać bez zapytania kogoś o zgodę. Nie można wykorzystywać czyjegoś wizerunku, a tym bardziej działać na jego szkodę. Nie wszyscy o tym wiedzą, albo i wiedzą, ale mają to gdzieś i myślą, że nikt nie zauważy.
Autor jest prawnikiem i w zabawny sposób przedstawia pułapki czyhające na twórców w internecie, które mogą doprowadzić do tytułowego potknięcia. A wierzcie mi, że niektóre upadki tym spowodowane, są naprawdę bolesne. Szczególnie jeśli w grę wchodzi odszkodowanie, którego ktoś od nas zażąda.
Chciałabym byście się na chwilę skupili i dobrze mnie zrozumieli. Książka jest ciekawa, są w niej podane przykłady, źródła i wyjaśnione konsekwencje nieprawidłowych działań w sieci. To oczywiście działa na jej ogromny plus. Autor jest wyluzowanym człowiekiem, nie mam co do tego wątpliwości, ale momentami jest na bardzo chaotyczny. I tu mam problem z właściwą oceną książki. Z jednej strony treści w niej zawarte są przydatne, ale z drugiej są w niej rzeczy, które mnie denerwowały i poniżej postaram się Wam to wyjaśnić.
Zbyt luzackie podejście do całości i zbaczanie z obranej ścieżki. Autor lubi opowiadać, przedstawiać przykłady, ale zamiast skupić się na konkretach, momentami gada bez sensu, owija w bawełnę, co mnie rozkojarza.
Do brzegu autorze. Rozumiem, że fajnie jest pokazać, że się znamy i jesteśmy przy tym wyluzowani, ale konkrety to nie jest mocna strona autora. Wolałabym by był przykład i wyjaśnienie działania lub konkretnej sytuacja i do niej przykład. Czytaj: krótko, zwięźle i na temat.
Chaotyczność myśli. Autor zaczyna pisać o jednym, by zaraz przejść do czegoś innego, nie kończąc poprzedniej myśli, by później wrócić do tego, o czym opowiadał na początku. To nie jest dobre.
Zbyt dużo przykładów działań za granicami naszego kraju. Brakowało mi przykładów złych działań na naszym internetowym rynku, chociaż pojawiają się w tej książce i takie. Owszem przykłady podane są jak najbardziej trafne, ale gadamy tu o domu zagranicznej gwiazdy, czy sprawie dotyczącej byłego prezydenta USA. A u nas nie ma internetowych potknięć? Dobrym przykładem jest gwiazda EKIPY Wersow, która posługiwała się przez długi okres czasu logo, do którego nie miała prawa. Nawet nie zapytała autora, czy może z niego korzystać. Wiem, że kogoś może nie obchodzić gwiazdeczka Youtubów, ale dziewczyna niezaprzeczalnie odniosła sukces, ma kupę kasy na koncie, jest rozpoznawana wśród młodego pokolenia, a nie oszukujemy się, że teraz takie osoby wiodą prym. Jest inspiracją dla wielu młodych osób, a swoim zachowaniem pokazała, że można kraść. A podobno studiowała prawo...
Jeśli książka ma być przeznaczona dla laików, to warto dostosować przykłady do ich działań w internecie, a raczej do tego, czego nie powinni robić. Stary wyjadacz chleba nie znajdzie tu informacji, które go "oświecą". Chociaż może jakby Wersow przeczytała książkę autora wcześniej, to by nie było smrodu wokół jej osoby.
Nie było źle, niektórzy z tej książki sporo wyniosą, ale na mnie nie zrobiła ona takiego wrażenia, jakiego oczekiwałam, że zrobi. Spodziewałam się jakichś niesamowitych informacji, które sprawią, że "zrobię wielkie oczy i powiem - wow, tak, o tym nie wiedziałam." Dlatego mam mieszane uczucia. W skrócie całość opiera się na tym, że nie wolno kraść cudzej własności, wykorzystywać jej bez zgody autora, działać na szkodę innych, czyli takie rzeczy, o których zwykły Kowalski powinien wiedzieć. A internetowy twórca zanim zacznie działać w internecie, powinien tę wiedzę uzupełnić, gdy ma w niej braki. Nie w trakcie, a przed podjęciem działań. Bo później może być za późno na tłumaczenie "bo ja nie wiedziałem, że tak nie można".
Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki dziękuję grupie wydawniczej Helion.
Nie sięgam po takie książki, więc to nie dla mnie. Mam jednak w rodzinie osobę, która takie pozycje pochłania wręcz nałogowo. Polecę!
OdpowiedzUsuńMyślę, że książka na pewno znajdzie swoich odbiorców i wiem komu ją polecić.
OdpowiedzUsuńNie słyszałam jeszcze o tej publikacji, a pomimo tego, że piszę w sieci już ponad dziesięć lat, to i tak może mnie czegoś nauczyć.
OdpowiedzUsuńOsobiście nie przepadam za takimi książkami, unikam poradników. Jednak ta propozycja jestem przekonana że ma w sobie ciekawe pozycje.
OdpowiedzUsuńJa rzadko sięgam po tego typu książki, jednak na ten tytuł mogłabym się skusić. Pewnie znalazłabym tam wiele informacji, które dla mnie byłyby szokiem... a może i nie. Musze się przekonac.
OdpowiedzUsuńW sumie fajna i ciekawa propozycja. Może w wolnym czasie się skuszę na taką książkę. Książka ma fajną okładkę!
OdpowiedzUsuń