Genialna okładka, która z daleka przyciąga wzrok na półce sklepowej. Myślę, że niejedna osoba właśnie dla tej okładki skusi się na zakup książki „Samotny we dwoje”. A jak jest ze środkiem? Czy debiut Antona Lihs okazał się udany? Koniecznie czytajcie dalej, ponieważ ta książka jest największym zaskoczeniem tego roku i myślę, że nic jej już nie przebije. I piszę to z pełnym przekonaniem, choć mamy dopiero lipiec.
INTRYGUJĄCA, PIKANTNA I WCIĄGAJĄCA LEKTURA!
Książka, która pokazuje, jak wiele jest w stanie poświęcić człowiek, aby nie poddać się rutynie i być szczęśliwy sam ze sobą.
TO ODWAŻNY PORTRET WRAŻLIWEGO MĘŻCZYZNY XXI WIEKU.
On ‒ dobrze sytuowany, obracający się w wielkim świecie, mężczyzna po przejściach. Ona ‒ dwudziestokilkuletnia dziewczyna, która poszukuje mężczyzny, aby ją wsparł finansowo. Poznają się w dość niecodziennych okolicznościach ‒ na portalu erotycznym. Dwoje ludzi z różnych światów i w różnym wieku próbuje zbudować związek oparty na wzajemnym zrozumieniu, szczerości i zaufaniu. On motywuje ją do podjęcia studiów, ona daje mu chęć do życia. Podróżują po Europie: Rothenburg, Gdańsk, Neuschwanstein, Toruń, Budapeszt, Wenecja. Dzielą wspólne zainteresowania dobrym winem i kuchnią, muzyką i kinem, a także dobrym seksem. Czy to wystarczy, aby zbudować trwały związek? Czy dwa razy młodsza kobieta jest odpowiednią partnerką dla wrażliwego mężczyzny? Czy starszy mężczyzna sprosta oczekiwaniom młodszej partnerki?
Oto niecodzienny pamiętnik zdarzeń i rozmów prowadzonych na komunikatorze.
WSZYSTKIE HISTORIE SĄ PRAWDZIWE.
Twarda oprawa, mroczna szata graficzna i ciekawy opis – myślałam, że to będzie książka, którą zapamiętam na długo. I tak się właśnie stało, ale niestety nie mogę powiedzieć, że ląduje ona na półce z moimi książkowymi ulubieńcami. Nie będę jej również polecać, choć niewątpliwie autor mnie zaskoczył. Szkoda tylko, że negatywnie. W moim odczuciu to „dzieło” to jedno wielkie nieporozumienie i szkoda było mojego czasu na czytanie jego zawartości. Ale książkę dostałam do recenzji, więc musiałam się z niej wywiązać. Usiądźcie wygodnie i przygotujcie się na jazdę bez trzymanki. Tak źle napisanej książki dawno nie czytałam.
Zacznę może od tego, że książka jest gruba, co mnie trochę przeraziło – ma 524 strony. Nie doczytałam, że jest ich aż tyle, skupiłam się bardziej na okładce i opisie, który mnie zainteresował. Ale jeśli książka jest ciekawa, to liczba stron nie ma dla mnie znaczenia. W tym przypadku jednak była przeszkodą. „Samotny we dwoje” to forma pamiętnika, a prawie codzienne wpisy autora to nic innego, jak zapiski jego rozmów z kobietami z internetowego komunikatora. Ciekawy pomysł – pierwszy raz miałam możliwość przeczytać książkę, która jest napisana w takiej formie. Podoba mi się to i na początku byłam zaciekawiona. Te rozmowy są bowiem prywatne i intymne, a autorem książki jest mężczyzna, co również wpływało na moją chęć przeczytania publikacji. Jako kobieta znam swoje myśli i punkt widzenia, jestem również w stanie wyobrazić sobie myśli innych kobiet. Ale męska psychika jest mi dalej obca. Autor w tej książce ją obnaża i szczegółowo przedstawia nam swoje myśli i męski punkt widzenia na różne życiowe aspekty. Miało być ciekawie i intrygująco i pewnie by tak było, gdyby wykonanie całości nie pozostawiało wiele do życzenia, a dlaczego, to opowiem Wam o tym za chwilę. Najpierw przybliżę historię naszego bohatera.
Georg to 52 letni mężczyzna, który znudzony i rozczarowany życiem uczuciowym postanawia znaleźć sobie kochankę. Oczywiście w książce nie pada to słowo, ale mężczyzna szukający kobiety na portalu randkowym, będący w związku małżeńskim, szuka kochanki, przecież nie towarzyszki życia. Szuka kochanki, która będzie z nim spędzać czas. Jest mu potrzebna do rozmowy i do seksu. Chociaż do seksu i ewentualnie rozmowy, lepiej oddaje charakter tej relacji. Chce być sponsorem i za to, że kobieta będzie spędzać z nim czas, dostanie pieniądze. Nie będę oceniać takich układów. Jeśli dwoje ludzi ma na to ochotę, to czemu nie. Jesteśmy dorośli i każdy ma prawo podejmować decyzje, jakie chce.
Pierwsze małżeństwo Georga zakończyło się dawno, drugie wypaliło się jakiś czas temu. Choć mężczyzna wielokrotnie podkreśla, że próbował je ratować, nie wyszło. A bez seksu nie wytrzyma, to przecież oczywiste. Po kilku nieudanych próbach w końcu poznaje Kasię, która zgadza się na układ sponsorowany. Mężczyzna jest hojny, kobieta za to chętnie przyjmuje jego pomoc finansową. Apetyt obojga rośnie w miarę jedzenia... A autor ze szczegółami opowiada o ich relacji. Nie zawsze pięknej i kolorowej, ale dla dojrzałego mężczyzny jest ona na pewno porywająca i ekscytująca. Dziewczyna jest młodziutka, chętna, czego chcieć więcej?
Tak jak wspomniałam, styl autora pozostawia wiele do życzenia. Poniżej prezentuję Wam kilka wyrywkowych zdań, które pokazują jaki jest poziom tej książki. A wierzcie mi, że to dopiero wstęp, a cytaty pochodzą z początku książki.
„(...) mały biust, który niestety ma zalążki obwiśnięcia”.
„I gdy nagle wybuchła, była to najpiękniejsza szata akustyczna, którą kiedykolwiek przeżyłem podczas seksu”.
„Miała na sobie piękną obcisłą sukienkę z dużym dekoltem i jej duży biust zauraczał”.
„Tak, w tych spodenkach naprawdę można było widzieć coś takiego jak galaretka, na jej poza tymi idealnie wytrenowanymi udami”.
„Nasze małżeństwo stało już wtedy na bardzo glinianych nogach (...)”.
Jak widzicie poeta z autora jest niezły. Szkoda tylko, że język, którym się posługuje, jak na wykształconego i uczonego człowieka jest prosty, kolokwialny i niekiedy bełkotliwy. Momentami nie wiedziałam, czy śmiać się czy płakać, ponieważ autor tak kaleczy nasz język, że brakowało mi słów. Zaskakujące jest to, że nasz bohater chwali się Kasi, że włada płynnie pięcioma językami, w tym polskim, mówi nim bez żadnego obcego akcentu, a kawałek dalej narzeka, że nasz język jest trudny, twardy i nie wszystko jest w stanie zrozumieć. Według niego psujemy język polski tym, że jedno słowo ma 5 znaczeń i choć poszczególne znaczenia słów on rozumie, to niektórych znaczeń zdań już nie. My psujemy nasz język? To skoro Pan nie odnajduje się w polskich znaczeniach zdań i słów, czemu zrobił tłumaczenie swojej książki? To autor tłumaczył oryginalny niemiecki tekst na polski i skoro wielu znaczeń nie rozumie, to tłumaczenie powinien zlecić komuś innemu, by miało to ręce i nogi. Może wtedy nie byłoby tylu błędów językowych i niedopatrzeń w tekście z jego strony. Rozumiem, że „Samotny we dwoje” jest debiutem autora, ale po to wykonuje się redakcję książki i korektę, by błędy wyłapać. A tu, no cóż, ani redakcja, ani korekta się nie popisały. Mam wręcz wrażenie, że ich w tej książce zabrakło.
Język na poziomie szkoły podstawowej, tendencja do nadużywania słów: bardzo, naprawdę, najprawdopodobniej, piękny, piękna, cudowne. Autor stara się być wyrafinowany, a niestety na każdej kolejnej stronie wychodzi coraz gorzej. Niektóre zdania są tak źle napisane, że musiałam przeczytać je po kilka razy, by wychwycić sens. Nie wiem, czy jest to wina tego, że książka jest debiutem i autor nie ma wprawy w pisaniu, chce zabłysnąć i pokazać, jaki z niego świetny pisarz. Czy może jest to wina tego, że niemiecki różni się od naszego języka w znacznym stopniu, a autor robiąc tłumaczenie, zrobił je dosłownie? Nie dostosował niemieckich znaczeń słów do naszych? Tego nie wiem. Ale wiem na pewno, że to nie jest dobry tekst. Wręcz jestem zmuszona napisać, że jest bardzo słaby.
Zastanawiają mnie również wysokie oceny książki na Lubimy Czytać. Nikt nie wspomina o tym, że książka jest pełna błędów, a język, którym czasami posługuje się autor, jest bełkotem. Czy w naszym kraju książka tego typu zasługuje na ocenę 10 (wybitna)? Przeraża mnie to. Oczywiście o gustach się nie dyskutuje. Każdemu może podobać się coś innego. Ale jak można określić mianem „wybitna” książkę, w której autor używa słów goreteks (Gore - Tex), kurwiasto (kurewsko), zauraczał (zauroczył), szata akustyczna (oprawa akustyczna), tym samym kalecząc język polski? Jeśli ktoś uważa, że zna biegle jakiś język, to powinno to świadczyć o tym, że zna go dobrze. A w przypadku tej książki, mam wątpliwości co do biegłej znajomości naszego języka przez autora.
Niby można by było przymknąć oko na niepoprawność językową, w końcu nie każdy dostanie literackiego Nobla, ale ta książka jest momentami tak nudna, że miałam ochotę ją odłożyć. Autor pisze rozwlekle albo milczy tam, gdzie nie trzeba, lub urywa wątek gdzieś w połowie. Tam, gdzie trzeba podać więcej szczegółów, nie podaje ich, a gdzie nie trzeba się rozpisywać, mamy eseje po dwie strony. Do tego koszmarne opisy seksu – techniczne, z szczegółowym wytłumaczeniem, gdzie która ręka leżała i czego dotykała. Zamiast skupić się na akcie, który dobrze opisany może sprawić przyjemność czytelnikowi, tu zastanawiałam się, w jakiej oni faktycznie pozycji to robią. I zamiast stosunku wychodzi najtrudniejsza pozycja z Kamasutry połączona z jogą i akrobatyką. A wierzcie mi, że moja wyobraźnia całkiem nieźle działa, tu jednak mnie kilka razy zawiodła.
Dodatkowo jestem rozczarowana infantylnością autora. To dorosły facet, uczony, wykształcony, doktor, wynalazca kilku patentów, a zachowuje się momentami jak szczeniak. Jego niektóre zachowania i teksty są tak słabe, że nawet nie wiem, jak je skomentować. Zresztą zobaczcie sami.
„Na parkingu restauracji podniosłem ją, położyłem poziomo w poprzek mojej pachy i zrobiłem z nią karuzelę, kręcąc się dookoła, aż było widać jej majteczki pod spódniczką. Po dwóch, trzech okrążeniach postawiłem ją znowu na ziemi, zataczała się”.
„To było to, co niektórzy uważają za nudny seks kwiatuszków w pozycji łyżeczek”.
A doskonałym przykładem tego, że zdania w tej książce nie mają ładu i składu, jest ten cytat:
„(...) usiedliśmy na balkonie w piękną gorącą letnią noc pod gwieździstym niebem i rozmawialiśmy. Czułem się znowu jak student. Siedzieliśmy obydwoje na podłodze i wydawało się, że chowa się za balustradą. To raczej nie był przypadek, że wybrała nieprzezroczystą część balustrady, aby się tam schować. Oczywiście zdaję sobie z tego sprawę, że zarówno różnica wieku, jak też cała sytuacja jest temu winna”.
Z wcześniejszego tekstu wynika, że balkon znajduje się wysoko, ponieważ byli w hotelu i wjeżdżali do pokoju windą. Więc jakim cudem można schować się na balkonie za balustradą? Rozumiem, że wyszła poza balkon i wisiała w powietrzu. Brak słów. Pała z logicznego myślenia.
A jeśli już przy logicznym myśleniu jesteśmy, to autor sam podkreśla, że z ortografią nie miał nigdy problemu, ale nauczycielki zawsze narzekały na jego styl pisania. Nic się od tej pory nie zmieniło. Autor zadaje sobie sprawę, że niektórzy recenzenci i redaktorzy będą mieli uwagi do jego „dzieła” , ale z drugiej strony jak można nie mieć uwag, gdzie tekst przypomina bełkot pijanego nastolatka, korekty brak (brak podstawowych przecinków w tej książce to jest jakiś koszmar), a redakcja dała ciała po całości. I nie przekonacie mnie, że jest inaczej.
Książka ma dostarczać przyjemności. Czytanie „Samotny we dwoje” tej przyjemności mnie nie dostarczyło i na moją niską ocenę złożyło się wszystko to, o czym Wam napisałam.
Nie polecam...
Okładka faktycznie przyciąga ale chyba ja nie mam ochoty się z nią męczyć xD
OdpowiedzUsuńPowiem szczerze, że zapamiętałam tę książkę przez okładkę. Chyba mi ją pokazywałaś. Ilość tron przeraża, wiem, że nie ma ona znaczenia jeśli coś jest dobre. Czytając Twoją recenzję wiem, że pewnie odłożyłabym ją po kilkunastu stronach i ciężko byłoby mi do niej wrócić. Szkoda, że tym razem nie trafiłaś na coś, co porwałoby Twoje serducho.
OdpowiedzUsuńŚwietna okładka! Szkoda, że książka okazała się kiepska. Niestety zdarza się i tak, a powodem może być cała masa czynników.
OdpowiedzUsuńNa pewno szkoda czasu na takie kiepskie pozycje, więc będę omijać ją szerokim łukiem.
OdpowiedzUsuńCzy ta książka przeszła korektę? Jeju, aż zastanawiałam się o co chodzi przy ostatnim cytacie. Dla mnie nie do przejścia, dobrze, że nawet nie kusi mnie, by po nią sięgnąć.
OdpowiedzUsuńJejku jak dobrze, że nie skusiłam się na tę książkę. Ominęła mnie męczarnia. A tobie kochana współczuje, że musiałaś to poznać :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że książka nie spodobała Ci się, masz poczucie straconego czasu, można by było go przeznaczyć na bardziej wciągające wyzwania czytelnicze. Ale i takie ksiązki wpisane są w pasję czytania. :)
OdpowiedzUsuńteż bym się na nią skusiła ze względu na okładkę, a tu takie jedno wielkie rozczarowanie, szkoda
OdpowiedzUsuń