sobota, 30 kwietnia 2022

"Basia. Wielka księga przyjaźni" Zofia Stanecka i Marianna Oklejak

"Basia. Wielka księga przyjaźni" Zofia Stanecka i Marianna Oklejak

 "Basia. Wielka księga przyjaźni" Zofia Stanecka i Marianna Oklejak

Przyjaciel to ktoś, kogo powinien mieć każdy z nas. A jeśli go nie ma, to według mnie jest bardzo nieszczęśliwym człowiekiem. A co jeśli go ma, tylko jeszcze o tym nie wie? Przedstawiam Wam Basię. Zajrzyjcie do jej świata i przekonajcie się czym jest prawdziwa przyjaźń.


"Basia. Wielka księga przyjaźni" Zofia Stanecka i Marianna Oklejak

"Basia. Wielka księga przyjaźni" Zofia Stanecka i Marianna Oklejak

Ta książka jest piękna. Przemyślana w każdym calu i pokazuje, że prawdziwego przyjaciela wcale nie trzeba szukać daleko. Może nim być ktoś, kogo zupełnie się nie spodziewamy, lub ktoś kogo znamy całe życie. Lub ktoś, kto wcale nie jest człowiekiem. Zastanawialiście się kiedyś dlaczego ludzie traktują zwierzęta jak członków rodziny? Bo zwierzę kocha za to, że jesteśmy i obdarowuje nas miłością bezgraniczną. I może być prawdziwym przyjacielem. Często takimi przyjaciółmi są psy i ich właściciele powiedzą Wam, że to ich skarby.

Z "Wielkiej księgi przyjaźni" dowiecie się kim jest prawdziwy przyjaciel, co robić by go nie stracić i jak taką przyjaźń pielęgnować. Co zrobić, gdy między przyjaciółmi dzieje się źle i jak prawdziwą przyjaźń pielęgnować, a czego nie robić. A przede wszystkim jest to książka opowiedziana w sposób przystępny dla dzieci. Jej lektura zaciekawi każdego i sprawi, że na przyjaźń spojrzy się inaczej niż do tej pory.

"Wielka księga przyjaźni" to zaproszenie do wspólnej rozmowy o relacjach międzyludzkich. Czasami pięknych i wspaniałych, a niekiedy bolesnych, ale kształtujących młodego człowieka. Bowiem nie wszystko złe czy przykre co nas spotyka będzie miało dla nas negatywne skutki w przyszłości.

"Basia. Wielka księga przyjaźni" Zofia Stanecka i Marianna Oklejak

"Basia. Wielka księga przyjaźni" Zofia Stanecka i Marianna Oklejak

"Basia. Wielka księga przyjaźni" Zofia Stanecka i Marianna Oklejak

"Basia. Wielka księga przyjaźni" Zofia Stanecka i Marianna Oklejak

"Basia. Wielka księga przyjaźni" Zofia Stanecka i Marianna Oklejak

"Basia. Wielka księga przyjaźni" Zofia Stanecka i Marianna Oklejak

Bardzo podoba mi się ta książka, ponieważ pokazuje prawdziwe życie. Nie zawsze piękne i kolorowe i dlatego jest według mnie świetną propozycją zarówno dla dzieci jak i ich rodziców. Dzieciom pozwoli zrozumieć pewne kwestie, a rodzicom pomóc przygotować się do rozmów zarówno na wesołe jak i przykre tematy.


Na uwagę zasługują również przepiękne i bardzo kolorowe ilustracje, które spodobają się dzieciom i sprawią że czytanie tej książki będzie dla nich prawdziwą przyjemnością.


Za możliwość zrecenzowania książki dziękuję wydawnictwu Harper Kids.






czwartek, 28 kwietnia 2022

Maska oczyszczająca Avo Clay Rosental

Maska oczyszczająca Avo Clay Rosental

Maska oczyszczająca Avo Clay Rosental Organics

Znacie Rosental? To niemiecka marka kosmetyków, o której Wam już pisałam. Recenzowałam ich produkty do jogi twarzy, a teraz przyszedł czas by przedstawić Wam maseczkę oczyszczającą do skóry tłustej i problematycznej. Czy Avo Clay się u mnie sprawdziła?


Maska oczyszczająca Avo Clay Rosental

Avo Clay to oczyszczająca maseczka zamknięta w słoiku o pojemności 50 ml. Głównymi składnikami aktywnymi są awokado, jarmuż oraz ogórek, ale na wysokim miejscu w składzie znajduje się również woda różana, która ma działanie odświeżające i kojące. 

Maska jest bardzo gęsta, kremowa i ma za zadanie oczyścić skórę twarzy. Przeznaczona jest do skóry tłustej, problematycznej, zanieczyszczonej, trądzikowej i z nadprodukcją sebum. I ja właśnie taką mam. W moim odczuciu maski nie powinny używać osoby ze skórą wrażliwą, skłonną do podrażnień lub podrażnioną, mającą rany i otwarte stany zapalne, uszkodzenia naskórka, a także osoby ze skórą suchą. Maski nie należy używać po ekspozycji skóry na słońce, a także przed taką ekspozycją. Nie zalecam robić wsześniej peerlingu, ani zabiegów złuszczających. Jest to kosmetyk silnie oczyszczający i wysuszający skórę.

Tak, dokładnie, maska ma działanie wysuszające. Na stronie marki doczytałam, że również usuwa ze skóry zaskórniki. Nie jest tak do końca, ale faktycznie reguluje wydzielanie sebum, przez co pory skóry nie zatykają się tak bardzo. Faktycznie zauważyłam, że tych zaskórników jest mniej, ale maska nie działa w ten sposób, że je " wyciągnie ze skóry". Na to składa się cały proces, ale niewątpliwie maska w tym pomoże.

Maska oczyszczająca Avo Clay Rosental

Maska oczyszczająca Avo Clay Rosental

Tak jak wspomniałam, maska jest kosmetykiem wysuszającym i może podrażnić skórę. Przed pierwszym użyciem zalecam zrobienie próby alergicznej. Ja zawsze robię na linii żuchwy, ponieważ wielokrotnie było tak, że kosmetyk gdy nakładałam go na skórę dłoni mnie nie uczulał ani nie podrażniał, a potem myślałam, że twarz mi odpadnie.

Producent na zdjęciach na swojej stronie pokazuje, że maskę można obficie nałożyć na twarz i pozostawić na 5-10 minut. U mnie by to się nie sprawdziło, ponieważ kosmetyk ma bardzo silne działanie i u mnie wysusza skórę. Nakładam go punktowo lub partiami na miejsca, które tego potrzebują i jest to bardzo cienka ilość produktu. Maskę zostawiam na około 5 minut, po czym zmywam za pomocą namoczonego w wodzie płatka kosmetycznego, tak by zminimalizować ryzyko dostania się maski do oczu.

Nie oszukujmy się, znam osoby, które mogłyby nałożyć pół słoika na twarz i nic by im nie było. Moja koleżanka tak ma i jest dla mnie hardkorem, ponieważ na luzie wykonuje inwazyjne zabiegi na twarz, po których mi po 3 sekundach by odpadła cała twarz. A ja muszę z wieloma kosmetykami uważać, dlatego wolę ostrzec osoby wrażliwe, które chciałyby tej maski użyć. Bardzo możliwe, że Wam nic nie będzie i jesteście typem mojej koleżanki, która by powiedziała, że na nią to nie działa.

Jeszcze uwaga co do działania maski na twarzy. Po jej nałożeniu czuję chłód i mrowienie. Nie piecze mnie nic, skóra nie reaguje zaczerwienieniem. Po zmyciu maski dalej przez kilka minut czuje na skórze chłód, z tym że mrowienie znika.

Pierwszy raz maski używałam podczas wysypu niedoskonałości okresowych. Moja skóra wtedy się na mnie uwzięła i na brodzie pojawiły mi się okropne bolące krosty. I maska mi je przysuszyła i szybciej wszystko zaczęło znikać.


Jak używam Avo Clay?


Myję twarz delikatną pianką oczyszczającą, później nakładam maskę, zmywam ją wodą, psikam twarz hydrolatem i nakładam krem lub serum.


Cena kosmetyku na stronie marki to: 124,99 zł

Maska oczyszczająca Avo Clay Rosental

Maska oczyszczająca Avo Clay Rosental

Pełna lista składników: AQUA, BENTONITE, XANTHAN GUM, ROSA DAMASCENA FLOWER WATER, PENTYLENE GLYCOL, GLYCERIN, POLYGLYCERYL-4 CAPRATE, PHENOXYETHANOL, OLEA EUROPAEA FRUIT OIL, PERSEA GRATISSIMA OIL, GLYCERYL CAPRYLATE, ETHYLHEXYLGLYCERIN, SODIUM HYALURONATE, MENTHA PIPERITA OIL, PARFUM, LIMONENE, GERANIOL, LINALOOL, CANNABIS SATIVA SEED EXTRACT, CUCUMIS SATIVUS FRUIT EXTRACT, BRASSICA OLERACEA ACEPHALA LEAF EXTRACT.


A Wy jakich masek oczyszczających używacie?



Wpis powstał we współpracy z marką Rosental.





 

Kosmetyki LaJUU by Weronika Rosati - Topestetic

Kosmetyki LaJUU by Weronika Rosati - Topestetic
Kosmetyki LaJUU by Weronika Rosati - Topestetic

Ciekawa jestem czy używacie kosmetyków stworzonych przez gwiazdy show biznesu? Osobiście podchodzę do takich z rezerwą, choć muszę przyznać, że kusi mnie, by niektóre propozycje wypróbować. Tak było z dwoma kosmetykami marki LaJUU by Weronika Rosati. Czy produkty się u mnie sprawdziły? A może są tylko dobrym chwytem marketingowym?


Niewątpliwą zaletą marki LaJUU są luksusowe opakowania oraz szaty graficzne kosmetyków. Miałam przyjemność przestować dwa produkty - odżywczy balsam do ciała oraz ujędrniające serum do biustu z efektem rozświetlenia. Szczerze mówiąc to nie zrobiło na mnie wrażenia to, że jedną z założycielek marki jest Weronika Rosati, w pierwszej chwili nawet nie zauważyłam jej nazwiska na pudełku, taka jestem spostrzegawcza. Moja srocza natura zwróciła za to uwagę na opakowania, ponieważ są śliczne. Ale jak zaczęłam czytać o marce LaJUU, to okazało się, że  partnerką biznesową Weroniki Rosati jest Aneta Stacherek i to mnie przekonało. Aneta jest bowiem założycielką marki kosmetyków dla kobiet Bellamama. Miałam przyjemność używać tych kosmetyków, gdy dopiero wchodziły na rynek i nie były jeszcze popularne. Są świetne i bardzo miło wspominam moją przygodę z nimi.

Kosmetyki LaJUU by Weronika Rosati - Topestetic

Marka LaJUU zainspirowała się słoneczną Kalifornią, gdzie mieszka Weronika Rosati. Kobiety, które po te kosmetyki sięgną mają poczuć przypływ pozytywnej energii i pozwolić na to, by te produkty wydobyły z nich naturalne piękno.

Zalety kosmetyków LaJUU,  które również mnie do nich przekonują to: kosmetyki są wegańskie i mają ponad 95 % składników pochodzenia naturalnego, a ich opakowania wykonane są z papieru i szkła czyli można je później przetworzyć.

Kosmetyki LaJUU by Weronika Rosati - Topestetic

Odżywczy balsam do ciała LaJUU 150 ml


Składniki aktywne balsamu: woda kokosowa, masło shea, skwalan, ekstrakt z czerwonych alg, kofeina, kompleks zimnotłoczonych olejów jak: kokosowy, z pestek śliwki, oliwa z oliwek, jojoba, migdałów.

Moja opinia o balsamie:


Kosmetyk mimo tego, że posiada w sobie oleje, to ma zaskakująco lekką konsystencję. Jest bardzo wydajny, dobrze się rozprowadza i szybko wchłania. Najpierw nasmarowałam nim ciało i użyłam serum do biustu. Zanim skończyłam wsmarowywać serum, to balsam już się wchłonął, także szybko. Kosmetyku wystarczy odrobina, więc przy pierwszym użyciu nie należy szaleć z jego ilością. Lepiej jest dołożyć, niż mieć go na skórze za dużo. Od dawna mam problemy z suchością skóry i przez cały okres zimowy używałam treściwe masła oraz balsamy do ciała. Zrezygnowałam z nich, gdy w mojej pielęgnacji pojawiły się kosmetyki LaJUU. Miałam obawy czy balsam poradzi sobie z moją suchą skórą, ale już po pierwszym użyciu byłam zaskoczona, ponieważ nic mnie nie swędziało, a skóra nawet po nocy nie była sucha. Nie miałam też uczucia napięcia skóry. Kosmetyk ładnie pachnie, choć jest to zupełnie mi zapach nie znany. Według producenta jest to połączenie cytryny, limonki, melona podkreślone odrobina mięty, trawy cytrynowej, kwiatu pomarańczy i werbeny, a bazą zapachu są suszone kwiaty i późno. Mój nos wyłapuje jedynie delikatną woń mięty. Zapach jest przyjemny, nie jest słodki, ani nachalny i szybko się ulatnia.

Kosmetyki LaJUU by Weronika Rosati - Topestetic

Kosmetyki LaJUU by Weronika Rosati - Topestetic

Skład: Aqua, Dicaprylyl Ether, Caprylic/Capric Triglyceride, Cocos Nucifera Water, Cocos Nucifera Seed Oil, Glycerin, Polyglyceryl-3 Methylgluco- se Distearate, Butyrospermum Parkii Butter, Caffeine, Glyceryl Stearate SE, Squalane, Prunus Domestica Seed Oil, Olea Europaea Fruit Oil, Hydrolyzed Rhodophyceae Extract, Coffea Arabica Seed Extract, Camellia Sinensis Leaf Extract, Simmondsia Chinensis Seed Oil, Plukenetia Volubilis Seed Oil, Prunus Amygdalus Dulcis Oil, Olus Oil, Tocopherol, Tocopheryl Acetate, Myristyl Myristate, Cetearyl Alcohol, Tapioca Starch, Xanthan Gum, Sodium Chloride, Butylene Glycol, Pentylene Glycol, Citric Acid, Parfum, Potassium Sorbate, Sodium Benzoate, Salicylic Acid, Sorbic Acid, Alpha-Isomethyl Ionone, Benzyl Alcohol, Citral, Citronellol, Limonene, Linalool

Kosmetyki LaJUU by Weronika Rosati - Topestetic

Ujędrniające serum do biustu z efektem rozświetlenia LaJUU 150 ml


Składniki aktywne serum: woda kokosowa, ekstrakt z czerwonych alg, kwas hialuronowy oraz kwasy AHA, zimnotłoczone oleje: z pestek śliwek, kokosowy, migdałowy, witaminy C i E. Efekt rozświetlenia nadają skórze drobinki miki.

Moja opinia o serum:


Jestem wielką fanką zarówno kosmetyków do pielęgnacji biustu, jak i tych rozświetlających i to serum sprawia mi ogromną przyjemność podczas stosowania. Tak jak w przypadku balsamu, serum ma delikatną konsystencję, szybko się wchłania i ma przyjemny zapach. Szczerze mówiąc to oprócz efektu rozświetlenia nie różni się niczym od balsamu, który wyżej Wam opisałam. Ma nawet łudząco podobny zapach, z tym że serum pachnie intensywniej. I jest oczywiście różnica w składzie, a dokładnie chodzi o witaminy, kwasy AHA i kwas hialuronowy. Warto również zwrócić uwagę na ten efekt rozświetlenia, ponieważ jest bardzo delikatny. Na zdjęciu skóra wygląda jak muśnięta rozświetlaczem, a w rzeczywistości skóra wygląda na dobrze nawilżoną i jest pokryta maluśkimi drobinkami, których wcale nie jest dużo. Myślę, że najlepiej jest widać je na słońcu, bo w domu to trzeba się naprawdę przyjrzeć, by je dostrzec.

Kosmetyki LaJUU by Weronika Rosati - Topestetic

Kosmetyki LaJUU by Weronika Rosati - Topestetic

Kosmetyki LaJUU by Weronika Rosati - Topestetic

Aqua, Dicaprylyl Ether, Cocos Nucifera Water, Butyrospermum Parkii Butter, Polyglyceryl-3 Methylglucose Distearate, Betaine, Glycerin, Glyceryl Stearate SE, Cetyl Alcohol, Prunus Domestica Seed Oil, Cocos Nucifera Oil, Squalane, Prunus Amygdalus Dulcis Oil, Hydrolyzed Rhodophyceae Extract, Saccharide Isomerate, Lactic Acid, Tartaric Acid, Glucose, Acer Saccharum Extract, Citrus Limon Peel Oil, Sodium Ascorbyl Phosphate, Sodium Hyaluronate, Tocopherol, Olus Oil, Tapioca Starch, Acacia Senegal Gum, Xanthan Gum, Tocopheryl Acetate, Sodium Citrate, Citric Acid, Calcium Aluminum Borosilicate, Tin Oxide, Silica, Butylene Glycol, Pentylene Glycol, Sodium Chloride, Parfum, Potassium Sorbate, Sodium Benzoate, Benzyl Alcohol, Salicylic Acid, Sorbic Acid, Alpha-Isomethyl Ionone, Citral, Citronellol, Limonene, Linalool, CI 77491, CI 77891

Kosmetyki LaJUU by Weronika Rosati - Topestetic

Tak jak wspomniałam w opisie serum, między kosmetykami są nieduże różnice. Jest to główne skład i drobinki rozświetlające. I oczywiście cena.

Balsam kosztuje 79 zł
Serum kosztuje 109 zł

Jeśli chodzi o użytkowanie, oba kosmetyki mi się bardzo dobrze sprawdzają i z przyjemnością je używam, ale nie widzę między nimi żadnej różnicy w wyglądzie skóry, oczywiście oprócz efektu rozświetlenia, które jest tak subtelne, że nawet go nie zauważam. Śmiało można używać obu kosmetyków do pielęgnacji całego ciała. Mnie osobiście przekonuje bardziej serum do biustu i myślę, że bardzo dobrze będzie się prezentowało na skórze, gdy muśnie ją słońce. Poza tym ma składniki które sobie bardziej cenię niż skład balsamu. Ale jeśli miałabym ponownie zamówić kosmetyki marki LaJUU to wzięłabym serum i używała go do pielęgnacji całego ciała.

Oba kosmetyki choć świetne w działaniu i pięknie wyglądające, a także dające mi poczucie luksusowej pielęgnacji, mają jedną wadę. A jest nią opakowanie. Oczywiście plus za materiały, które można później przetworzyć ale po pierwsze, to te pompki są tragiczne. Do kremu do twarzy by się nadawały, ponieważ aplikują na skórę bardzo małą ilość produktu. W przypadku pielęgnacji skóry ciała trzeba się nagimnastykować by ten kosmetyk w odpowiedniej ilości z nich wydobyć. Po drugie będzie problem z wydobyciem całości serum i balsamu z opakowania. Nie wiem jeszcze jak to zrobię, ponieważ zazwyczaj plastikowe opakowania rozcinam i wybieram z nich kosmetyk do końca. A tu się nie da.

Kosmetyki LaJUU by Weronika Rosati - Topestetic

Kosmetyki LaJUU by Weronika Rosati - Topestetic

Oba kosmetyki zamówiłam w sklepie Topestetic, w którym znajdziecie zarówno luksusowe marki jak i nasze polskie z dobrym składem i w przystępnej cenie. Jeśli macie problem z wyborem i pytania dotyczące produktu, to zachęcam do skorzystania z czatu z kosmetologiem. Do każdego zamówienia dostaniecie próbki oraz prezenty.


Znacie kosmetyki marki LaJUU?


Wpis powstał we współpracy ze sklepem Topestetic.




























środa, 27 kwietnia 2022

"Jego głosem" Beata Majewska - recenzja przedpremierowa - patronat medialny

"Jego głosem" Beata Majewska - recenzja przedpremierowa - patronat medialny

 "Jego głosem" Beata Majewska - recenzja przedpremierowa - patronat medialny

Miały być trzy części, skończyło się na czterech. Przed Wami ostatnio tom serii arabskiej Beaty Majewskiej. "Jego głosem" to duże zaskoczenie dla mnie. Ciekawa jestem jak Wam będzie się zakończenie tej historii podobało...


"Jego głosem" Beata Majewska - recenzja przedpremierowa - patronat medialny

JEGO WYSOKOŚĆ MA GŁOS - o co poprosi Izę, swoją największą miłość?

Izabella przestała się bać, odetchnęła. Miała żyć długo i szczęśliwie: ona, Dawid, ich dzieci. Jednak los ma wobec niej inne plany. Przeszłość nie daje o sobie zapomnieć, teraźniejszość staje się bolesna i smutna, a przyszłość niknie w mgle. W życie Izy ponownie wkroczy książę Omar al-Saud. Czego od niej oczekuje? Czy coś może go usprawiedliwić? Jakie były motywy jego działań?

Między złem a dobrem, między rozumem a sercem, gniewem i wybaczeniem... Czwarty, ostatni tom bestsellerowej sagi arabskiej udowadnia, że nie wszystko jest takie, jak może się wydawać. Historia opowiedziana tylko z jednej strony często prowokuje niesprawiedliwy osąd. Ostatni raz daj się porwać w świat Izabelli i księcia Omara i zobacz, jak potoczą się ich dalsze losy. Tym razem opowiedziane również jego głosem…

"Jego głosem" Beata Majewska - recenzja przedpremierowa - patronat medialny

Trzecia część miała być ostania, choć Beata zostawiła sporo wątków niedokończonych. Nie było wiadomo co stało się z Omarem. Czy przeżył postrzał Safy? Czy kobieta odpowiedziała za swój występek? Co z Aiszą, Laifą, Rahidem i innymi przychylnie nastawionymi do Izy osobami? W ostatnim tomie wszystko będzie jasne. Powstanie tej książki to była tajemnica. Nawet my Patronki nie znałyśmy treści, a w przypadku innych książek Beaty, zawsze mogłam ją poznać wcześniej. Jak tylko książkę otrzymałam, od razu wzięłam się za jej czytanie, choć do premiery jest jeszcze sporo czasu. Ale wiecie jak jest, zaraz by ktoś zdradził zakończenie, coś palnął niechcący o treści. Chciałam tego uniknąć i poznać zakończenie sama, a nie ze spoilerów internetowych. Znając moje szczęście, gdybym czytanie przełożyła na później, to właśnie tak by się stało. Ale książka przeczytana, emocje były ogromne i cały czas nimi żyję, dlatego od razu wzięłam się za pisanie recenzji.

"Jego głosem" Beata Majewska - recenzja przedpremierowa - patronat medialny

Seria arabska dostarczyła mi całej gamy emocji. Każda książka wywoływała we mnie inne uczucia, począwszy od zadowolenia, kończywszy na ogromnej złości. Nie zrozumiałe jest dla mnie to, czemu czytelniczki czekały z przeczytaniem serii do ostatniego tomu. Nie dałabym rady przeczytać ciągiem czterech książek. Między nimi trzeba robić odstęp, bo od natłoku wrażeń można oszaleć. Pamiętam, że jak czytałam "Jego drugą żonę", to byłam strasznie wściekła i miałam ochotę udusić Omara. W trzeciej części było tak samo. Ostatni tom za mną, czy jest smutek, że to już koniec? Nie ma, ponieważ czuję, że końcowa kropka została postawiona w odpowiednim miejscu. Czy jestem zadowolona z finału tej historii? Odetchnęłam i w sumie jestem usatysfakcjonowana, chociaż nigdy nie odważyłbym się na taki krok, jaki zrobiła Iza. Mogę nie zgadzać się z jej decyzjami, ale to była jej decyzja, a nie moja.

Czy historia Izy i Omara wydarzyła się naprawdę? I tak i nie. Dużo jest w niej prawdy, żywych i prawdziwych bohaterów i sytuacji oraz zdarzeń, które miały miejsce. Ale nigdy nie dowiemy się co było prawdą, a co wytworem pisarskiej wyobraźni Beaty. Seria arabska powstały trochę ku przestrodze, ale również po to, by obalić mit, że "nie każdy muzułmanin to terrorysta, ale każdy terrorysta to muzułmanin". Ale z drugiej strony nikt nie zaprzeczy, że dużo białych kobiet, Europejek, które marzą o pięknym arabskim śnie, nie kończy najlepiej. Tu głównie chodzi o wyznanie i kulturę oraz to, że kobieta w arabskiej społeczności zawsze będzie niżej od mężczyzny. Co innego gdy para układa sobie życie Europie, a co innego, gdy kobieta wyjeżdża do kraju Saudów i musi podporządkować się zwyczajom tam panującym.

Nie chcę Wam zdradzać treści, ponieważ jestem pierwszą z osób, które książkę recenzują. Absolutnie nie zależy mi na tym, byście z mojej recenzji wyczytali szczegóły książki, bądź poznali jej zakończenie. To by było nie fair wobec innych czytelników i autorki. Ale bardzo serdecznie zachęcam Was do przeczytania zarówno ostatniego tomu jak i całej serii. W wielu wypowiedziach podkreślałam, że nie lubię książek z wątkiem arabskim, ale uwielbiam twórczość Beaty Majewskiej i nie mogłabym przejść obojętnie wobec jej nowej historii. Tym bardziej, że Beata poprosiła mnie o zostanie jej Patronką, co uważam za ogromne wyróżnienie do blogera.

"Jego głosem" Beata Majewska - recenzja przedpremierowa - patronat medialny

Historia Izy i Omara jest trudna. Pełna bólu i cierpienia ale także wypełniona miłością po brzegi. Nie oszukujmy się ale książę był miłością życia naszej rodaczki i pokochała go całym sercem mimo tego, że wiedziała o wszystkich przestrogach, zakazach i nakazach. Zaufała miłości. Najpierw rozczarował ją tym, że miał drugą żonę, później zaczął łamać ich ustalenia i izolować Izę od rodziny i przyjaciół, zmuszał ja do rzeczy, których nie chciała, a gdy w końcu kobieta miała dość, rozwiódł ją i wyrzucił ze swojego życia. Iza co prawda nie przez niego trafiła do więzienia, ale stało się to dlatego, że ktoś z jego otoczenia chciał jej zaszkodzić. A później było więzienie, ucieczka do Polski, powrót do pałacu księcia i czekanie na śmierć. W tamtym momencie nienawidziłam Omara całym sercem i życzyłam mu żeby umarł. Bardzo mi było szkoda Izy, ponieważ jestem matką, nosiłam dziecko dziewięć miesięcy pod sercem i doskonale rozumiem ból tej kobiety. Kobiety, która poświęciła swoje życie, by uratować synka. Nie wiem czy bym sobie z tym wszystkim poradziła. Dlatego czwarta część może być dla mnie niezrozumiała jako kobiety i matki, ale z drugiej strony zrozumiała jako osoby, która była i jest zakochana. Miłość to potężne uczucie. Choć matczynej miłości nie da się porównać z niczym innym, to z drugiej strony zrozumiem co Izą kierowało, choć ja bym się absolutnie na to nie zgodziła i nie zdecydowała. Ale tak jak wspomniałam, to nie moje życie i nie moja historia.

Czwartą część czytało mi się bardzo przyjemnie i wbrew pozorom wzbudziła we mnie pozytywne odczucia. Może nie była to radość, ale robiło mi się ciepło w sercu, momentami byłam wzruszona i poruszona, choć to nie jest rodzaj historii, nad którą wylewa się łzy. Cieszę się, że w końcu poznałam dalsze losy wszystkich ważnych dla mnie bohaterów serii arabskiej. Beata nie zostawiła niezakończonych wątków i choć wszystko jest jasne, to obiecała, że będzie miała dla czytelników jeszcze niespodzianki. Nie będzie to piąta część, tego możecie być pewni, ale ma powstać np. opowiadanie o Safie i poznamy historię jej konfliktu z bratem. Nie wiem tylko czy to będzie książka czy może Beata zamieści to opowiadanie gdzieś w internecie? Tego jeszcze nie zdradziła. Ale bardzo chętnie przeczytałabym jeszcze coś o Aiszy, ponieważ skrycie liczę na to, że z tą bohaterką jeszcze się spotkamy.

"Jego głosem" Beata Majewska - recenzja przedpremierowa - patronat medialny

Nic więcej nie zdradzam. Znacie moje zdanie na temat wszystkich książek z serii arabskiej. Lubię twórczość Beaty i mam nadzieję, że będę mogła jeszcze współpracować z nią przy jej książkach, ponieważ była to dla mnie prawdziwa przyjemność.

Dziękuję Ci Beata za te emocje, a było ich tak dużo, że momentami nie mogłam sobie z nimi poradzić. Pamiętam jak pisałam Ci wiadomości, gdy byłaś na targach zwierząt egzotycznych, że masz wrzucić Omara w robale... Oj tak, życzyłam Omarowi by go te karaluchy oblazły. Chłopak na to zasłużył. I na stos też. Miałam nawet plan, by go komisyjnie ma wizji spalić. Takie to były emocje. Na szczęście to już koniec i czekam na kolejne projekty.  A znając Beatę następnym razem będzie nie mniej emocjonująco.


Książkę możecie zamówić przedpremierowo w sklepie Dobrarada.com. Wysyłka jest od razu, także nie trzeba czekać do premiery.


Życzę Wam wielu wrażeń i niezapomnianej lektury!!!


Za możliwość współpracy przy serii arabskiej dziękuję autorce oraz wydawnictwu Miraż.



















wtorek, 26 kwietnia 2022

Pianka do mycia twarzy Start my Day - nowość w ofercie marki Nature Queen

Pianka do mycia twarzy Start my Day - nowość w ofercie marki Nature Queen

Pianka do mycia twarzy Start my Day - nowość w ofercie marki Nature Queen

Jak dobrze wiecie, jestem fanką kosmetyków marki Nature Queen i często dostaję przedpremierowo ich nowości do przetestowania. Tym razem dostałam nową piankę do mycia twarzy, która swoją premierę miała 22 kwietnia. Czy pianka Start My Day się u mnie sprawdziła?


Pianka do mycia twarzy Start my Day - nowość w ofercie marki Nature Queen

Lubię kosmetyki w piance do mycia twarzy, ponieważ idealnie współpracują ze szczoteczkami sonicznymi, których używam. Łatwiej jest je zmyć z twarzy, oraz nie podrażniają skóry, ponieważ są delikatniejsze niż żele. Dobrze domywają makijaż i nie szczypią mnie po nich oczy. A przynajmniej te, który do tej pory używałam mi się sprawdzały. W ofercie marki Nature Queen jest już jedna pianka, nie mam co do niej zastrzeżeń poza jedną rzeczą. Na dłuższą metę nie jestem w stanie jej używać, ponieważ przeszkadza mi jej zapach. Czy tym razem jest inaczej?

Pianka do mycia twarzy Start my Day - nowość w ofercie marki Nature Queen

Pianka do mycia twarzy Start my Day to kosmetyk idealny, by umyć nim twarz rano, ale nie oznacza to, że nie można używać go wieczorem czy w ciągu dnia. Jej główne składniki aktywne to kofeina, ekstrakt z żeń -szenia, hialuronian sodu, pantenol, oraz witamina C.

Butelka ma 175 ml, niby niedużo, ale jest to płyn, który zamienia się w piankę i musicie mi uwierzyć, że kosmetyk jest bardzo wydajny i na długo starcza ( mam porównanie z ich pierwszą pianką, długo ją używałam do momentu, gdy zaczął mi przeszkadzać zapach). To co w kosmetyku podoba mi się najbardziej, to konsystencja pianki oraz możliwość używania jej na skórze bez wody. Zanim nałożę kosmetyk, nie zwilżam skóry wodą, tylko na suchą nakładam piankę. Albo używam szczoteczki sonicznej, lub ręcznej silikonowej myjki, albo oczyszczam skórę robiąc masaż palcami, po czym kosmetyk spłukuję wodą. Następnie używam toniku z ogórka i kremu na trądzik tej marki. Oba te kosmetyki to mój hit i używam ich odkąd pojawiły się w ofercie Nature Queen.

Pianka do mycia twarzy Start my Day - nowość w ofercie marki Nature Queen

Pianka do mycia twarzy Start my Day - nowość w ofercie marki Nature Queen

Moja skóra jest tłusta, mam problem z trądzikiem, niedoskonałościami skóry. Nie jestem zadowolona z jej wyglądu, szczególnie że podczas miesiączki wszystko się nasila. Jakby przez cały miesiąc moja skóra tylko czekała kiedy zacznie się okres, by mnie wysypać. I robi to ze zdwojoną siłą. Piszę o tym dlatego, że pianka mimo przeznaczenia do każdego rodzaju skóry, moją delikatnie wysusza. Nie powoduje to podrażnień, ale po umyciu twarzy, czuję, że skóra jest bardzo napięta i to napięcie łagodzi dopiero hydrolat. Pianka dobrze radzi sobie z nadmiarem sebum i uwielbiam używać jej szczególnie rano i podczas okresu, ponieważ wtedy moja skóra szczególnie przykłada się do nadprodukcji sebum. Ale lubię używać jej również dlatego, że dobrze oczyszcza i odświeża skórę, koi ją, a także wysusza moje stany zapalne. Zastanawiam się tylko jak użycie kosmetyku będzie wyglądało u osób ze skórą suchą. Bo o skórę wrażliwą i skłonną do podrażnień się nie martwię, ponieważ moja skóra mimo tego, że tłusta, to często reaguje podrażnieniami.

Pianka do mycia twarzy Start my Day - nowość w ofercie marki Nature Queen

Pianka do mycia twarzy Start my Day - nowość w ofercie marki Nature Queen

Pianka do mycia twarzy Start my Day - nowość w ofercie marki Nature Queen

Kosmetyk zawiera kofeinę więc alergicy powinni zrobić sobie przed jego użyciem na całą twarz próbę alergiczną. Mnie na szczęście nie uczuliła i nie mam z pianką żadnych problemów.

Pewnie ciekawi jesteście jak z zapachem? Mi się ten zapach z cytrusami kojarzy i z płynem do mycia naczyń. Nie jest to zapach słodki. Jest przyjemny i zupełnie mi nie przeszkadza, a niestety jestem bardzo wrażliwa na zapachy kosmetyków. Dowodem tego jest pierwsza pianka Nature Queen, której po zużyciu dwóch opakowań nie jestem w stanie używać, ponieważ mój nos ma dość jej zapachu.

Cena 30,70 zł.

INCI/Ingredients:
Aqua, Glycerin, Cocamidopropyl Betaine, Coco Glucoside, Trisodium Citrate, Sodium Hyaluronate, Sodium Ascorbyl Phosphate, Panthenol, Caffeine, Panax Ginseng Root Extract, Glyceryl Caprylate, Benzoic Acid, Parfum, Tetrasodium Glutamate Diacetate, Citric Acid, Sodium Chloride, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate.


Lubicie pianki do mycia twarzy, czy wolicie żele? Znacie kosmetyki Nature Queen?


Za możliwość przetestowania pianki przedpremierowo dziękuję marce Nature Queen.  















 

"Wiem o tobie wszystko" Mateusz Stępień - recenzja

"Wiem o tobie wszystko" Mateusz Stępień - recenzja

"Wiem o tobie wszystko" Mateusz Stępień - recenzja


Zastanawialiście się kiedyś czy jesteśmy bezpieczni w sieci? Dla mnie odpowiedź jest prosta: nie i nigdy nie będziemy, ponieważ są na świecie osoby, które do perfekcji opanowały posługiwanie się komputerem, poruszanie w internecie i mogą stanowić dla nas zagrożenie. Niektórzy jednak o tym zapominają o później mają problem. "Wiem o tobie wszystko" to książka, która obnaża świat internetu i pokazuje, że nigdy nie można być pewnym na 100% wszystkiego i bezgranicznie zaufać. Bo można się na tym bardzo przejechać...


"Wiem o tobie wszystko" Mateusz Stępień - recenzja

Czworo hakerów z Polski dokonuje ataku życia, włamując się do znanej amerykańskiej firmy z żądaniem wielomilionowego okupu w kryptowalucie, w zamian za wykradzione dane. Szybko jednak hakerzy przekonują się, że mierząc tak wysoko, zadarli z siłami pozbawionymi skrupułów. Przypadkiem trafiają w środek informatycznej wojny, która dawno wykroczyła poza granice świata wirtualnego. Stawką są już nie bitcoiny, a przetrwanie młodych hakerów, odkrycie prawdy o ich prześladowcach i zwycięstwo w technologicznym wyścigu zbrojeń.
Książka została zainspirowana pracą przy prawdziwym ataku ransomware z wielomilionowym okupem. Wprowadza w świat nowoczesnych technologii oraz rysuje wizję wykorzystania ich do niespotykanych wcześniej ataków hakerskich.

"Wiem o tobie wszystko" Mateusz Stępień - recenzja

Doskonałym przykładem na to, że nie można być pewnym zabezpieczeń w sieci jest atak Anonimowych, którzy włączyli się do walki z Rosjanami napadającymi na Ukrainę. Jeśli ktoś dobrze zna się na swoim fachu, to może zdziałać cuda, ale i ściągnąć na siebie gniew tych, którym podpadł. O ile działa się w słusznej wierze, tak jak w przypadku wojny, to nie mam nic przeciwko. Gorzej jeśli działanie informatyka nie jest legalne, a ma na celu wyłudzenie okupu. Trzeba bardzo uważać przy takich operacjach, by się nie przejechać. Wystarczy bowiem jeden fałszywy ruch. A co jeśli zadrze się z niewłaściwymi ludźmi, którzy nie zamierzają pozwolić na to, by ktoś działał na ich niekorzyść?

"Wiem o tobie wszystko" Mateusz Stępień - recenzja

Dzięki uprzejmości wydawnictwa Z Krainy Marzeń miałam możliwość przeczytać książkę Mateusza Stępnia o intrygującym tytule "Wiem o tobie wszystko". Głównymi bohaterami książki jest czworo hakerów z Polski, którzy w łatwy i szybki sposób chcą się dorobić. Znają się na swoim fachu, więc czemu tego nie wykorzystać? Tym bardziej, że jest to dla nich zabawa, a w informatycznym świecie czują się jak ryby w wodzie.

Ransomware to złośliwe oprogramowanie, które wprowadzone do komputera szyfruje jego dane i aby je odzyskać potrzebny jest do tego klucz. Aby go zdobyć trzeba go wykupić o hakera, który owe dane zaszyfrował. Na swoim przykładzie wiem jakie nieodpowiedzialne jest klikanie w linki pochodzące z nieznajomego źródła. Niestety tak robiłam i wszystkie dane z mojego komputera szlag trafił. Dostałam propozycję by zapłacić, to je odzyskam, ale zrezygnowałam z tego. Gorzej jak zaszyfrowane zostaną dane firmy, tak jak to stało się w książce. A najgorzej jest gdy owa firma bez problemu orientuje się kto stoi za hakerskim atakiem i daje szansę naszym bohaterom na wyplątanie się z kłopotliwej sytuacji. Co jednak są uparci i dalej chcą okupu... Aż zaczyna robić się nieciekawie i bardzo niebezpiecznie...

"Wiem o tobie wszystko" Mateusz Stępień - recenzja

Ta książka nie jest łatwa i myślę, że bardziej spodoba się mężczyznom niż kobietom, chyba że są one zafiksowanie na punkcie informatyki i wirtualnego świata jak np. mój mąż. Na co dzień zajmuje się informatyką i ten temat mega go kręci. Mnie niespecjalnie, więc miałam trudności ze zrozumieniem niektórych pojęć, które w książce się pojawiały. Dobrze, że jest w niej słowniczek, bo bym musiała siedzieć z nosem w Google. Ale mimo tych trudności językowych uważam, że książka jest ciekawa. Już na około 36 stronie autor udowadnia, że nie będzie to książeczka o tym, że coś komuś nie wyszło, a o tym, że wyszło, tylko, że nasi bohaterowie nie wiedzieli z kim zadarli. Myśleli, że wprowadzą złośliwe oprogramowanie, firma się przestraszy, zapłaci kasę, by odzyskać dane, hakerzy będą mieli pieniądze i wszyscy zapomną o sprawie. A tu zonk. I to dopiero początek ich problemów...

"Wiem o tobie wszystko" Mateusz Stępień - recenzja

Tak jak wspomniałam, nie do końca jest to tematyka, która mnie kręci, ale historia została oparta na prawdziwych wydarzeniach i jest to ciekawe. Widać, że autor zna się bardzo dobrze na tym, o czym pisze. Jest absolwentem studiów informatycznych i od kilkunastu lat pracuje w branży IT, a temat ataków hakerskich nie jest mu obcy. Nie ma nic gorszego gdy autor napisze książkę na temat, o którym nie ma zielonego pojęcia, a jest mądrzejszy jak wyższy i pozjadał wszystkie rozumy. A takie książki już niestety czytałam. Tu absolutnie tak nie jest, dlatego książkę polecam wszystkim fanom informatyki, którzy interesują się przestępstwami w sieci i atakami hakerskimi.

"Wiem o tobie wszystko" Mateusz Stępień - recenzja

Czy ta historia będzie miała dobre zakończenie? Czy zabawa w hakerów ma sens? Ile można na tym zarobić? I co robić gdy nie wszystko układa się po naszej myśli? Wycofać się? A może walczyć?

Książki wydawnictwa dostępne są na Legimi.


Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki dziękuję autorowi oraz wydawnictwu Z Krainy Marzeń.



















 

Cukrzyca - refundacja igieł do penów insulinowych

Cukrzyca - refundacja igieł do penów insulinowych
Cukrzyca - refundacja igieł do penów insulinowych

Cukrzyca jest jedną z najczęściej występujących chorób przewlekłych na świecie. Nieleczona może prowadzić do prawdziwego spustoszenia w organizmie, a także do śmierci. Nie można jej bagatelizować, ponieważ niektóre skutki tej choroby mogą być nieodwracalne.


Wyróżniamy trzy rodzaje cukrzycy:


Typu 1 - trzustka, która produkuje hormon zwany insuliną jest nieodwracalnie uszkodzona, dlatego należy dostarczać insulinę do ogranizmu z zewnątrz.
Typu 2 - w tym przypadku trzustka nie jest uszkodzona, wytwarza insulinę ale organizm osoby chorej, a dokładnie jego tkanki są na nią oporne.
Cukrzyca ciążowa - cukrzyca która występuje u kobiet w ciąży. Może zacząć się w ciąży i po jej rozwiązaniu się skończyć, ale niekiedy nie kończy się wraz z pojawieniem się na świecie dziecka i wymagane jest dalsze leczenie takiej pacjentki. W tym przypadku insulina podawana z zewnątrz zazwyczaj nie jest konieczna ale zdarzają się przypadki, że ciężarna, a później mama musi ją przyjmować.

Cukrzyca - refundacja igieł do penów insulinowych

Cukrzyca - refundacja igieł do penów insulinowych

Cukrzyca jest w moim odczuciu straszną chorobą. Miałam ją przez 9 miesięcy, gdy byłam w ciąży. Co prawda nie wymagała podawania insuliny i w moim przypadku wystarczyła specjalna dieta oraz kontrolowanie cukru cztery razy dziennie. Wyniki nie zawsze były rewelacyjne, a raz musiałam jechać do szpitala, ponieważ miałam bardzo wysoki cukier. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło, synek jest zdrowy, a ja nie miałam już później po ciąży problemów z cukrzycą. 

Każdy rodzaj cukrzycy jest groźny dla naszego zdrowia. O ile w ciąży nie troszczymy się tylko o siebie, to w innych przypadkach musimy podjąć decyzję czy chcemy się leczyć czy nie. Jeśli nie chcemy, może to skończyć się dla nas tragicznie i musimy mieć tego świadomość. Cukrzyca nie jest wyrokiem i jeśli będzie się przestrzegać diety, przyjmowania leków, to choroba nie powinna przeszkadzać w życiu codziennym. 

W moim życiu pojawiło się już kilka osób, które na cukrzycę chorują, sama na nią chorowałam, więc temat nie jest mi zupełnie obcy, ale ostatnio dowiedziałam się jednej rzeczy, o której nie miałam pojęcia, ponieważ nikt z osób mi bliskich chorujących na cukrzycę i przyjmujących insulinę tego nie robi. A chodzi o zmianę igły w penie insulinowym przy każdym podaniu insuliny.

Cukrzyca - refundacja igieł do penów insulinowych

Osoby chore na cukrzycę typu 1 muszą wykonać cztery razy dziennie następujące czynności: wykonać nakłucie na palcu, zmierzyć za pomocą kropli krwi poziom cukru w glukometrze oraz zrobić zastrzyk z insuliny. I właśnie przy każdym takim zastrzyku powinno się wymieniać igłę.

Czemu osoby robiące zastrzyki z insuliny nie wymieniają igieł za każdym razem?


Prawdopodobnie jest to związane z oszczędnościami ponieważ nie oszukujmy się, ale takie igły są drogie, a należałoby wymieniać je cztery razy dziennie i robić to każdego dnia. Paski do glukometru są refundowane, glukometr można otrzymać za darmo dostając na niego receptę do zrealizowania w wybranych aptekach, insulina jest refundowana, czemu nie ma zatem refundacji na igły do penów? Na szczęście zaczyna się to już zmieniać.

Co grozi cukrzykowi, gdy będzie używał za każdym razem tej samej igły?


Insulina, która zostaje w raz użytej igłe potrafi się krystalizować, co może wiązać się z tym, że igła zostanie przez nią zatkana.

Kilka razy użyta igła nie jest już tak ostra jak nowa i może powodować mikrourazy i otarcia tkanek, co może doprowadzić do krwawień i powstawania guzków w skórze. Wstrzyknięta w taki obszar insulina może się dobrze nie wchłonąć, co za tym idzie, nie być skuteczna w 100 %.

Od 1 marca 2022 roku pacjenci którzy mają zdiagnozowaną cukrzycę i muszą przyjmować insulinę, mogą skorzystać z refundacji na igły do penów insulinowych. Oznacza to, że zapłacą za takie igły tylko 30% kwoty od regularnej ceny za opakowanie. 

Refundacji podlegają igły:

— PIC Insupen Original 0,25x5mm (31G)

— PIC Insupen Original 0,30x8mm (30G)

W ramach refundacji NFZ pacjentowi w ciągu roku przysługuje do 4 opakowań igieł (każde opakowanie zawiera 100 igieł). Oczywiście nie wystarczy tych igieł na cały rok, ale dzięki tej zniżce pacjenci będą mogli igły wymieniać częściej.

Cukrzyca - refundacja igieł do penów insulinowych

Cukrzyca - refundacja igieł do penów insulinowych

Przeraża mnie to, że w naszym kraju leczenie jest bardzo drogie i niektóre osoby kosztem swojego zdrowia muszą oszczędzać na takich produktach jak igły do penów insulinowych. Zastanawia mnie również czy nie jest to kwestią tego, że brak im podstawowej informacji dotyczącej podawania tego hormonu. Mimo tego, że w moim bliskim otoczeniu są osoby, które muszą przyjmować insulinę, to igieł nie zmieniają przy każdym jej podaniu, dlatego byłam zdziwiona, że jest to wymagane.

Dotyczy Was problem cukrzycy? 


Wpis powstał we współpracy z marką PIC.