Amelia Sowińska jest mi zupełnie nieznaną autorką, ale lubię książki o motocyklistach, dlatego z przyjemnością sięgnęłam po pierwszy tom serii Bloody Blades MC. Czy książka mi się spodobała?
Brutalny, krwawy świat motocyklistów, w którym kobiety są traktowane przedmiotowo.
Dwudziestotrzyletnia Sonia Lebowski była zmuszona zrezygnować z wyjazdu na studia i zostać w miasteczku Savannah. Zaciągnięte przez jej matkę długi oraz zaginięcie siostry zmusiły dziewczynę do podjęcia pracy w miejscowej księgarni.
Codziennie obserwowała przez okno przejeżdżające po ulicy motocykle i za każdym razem czuła wściekłość. Nie rozumiała, dlaczego ci kryminaliści panoszą się w mieście, siejąc postrach. Nikt nie miał odwagi im się przeciwstawić.
Sonia nie spodziewała się, że niedługo pozna ich świat lepiej niż przez okno księgarni. Gdy jej przyjaciółka Amy nagle oznajmiła, że ma pieniądze na swoje studia, w głowie Sonii zapaliło się czerwone światło. Przecież Amy nie było stać na kontynuację edukacji.
Wkrótce okaże się, że przyjaciółka wiele przed nią ukrywała. Od jakiegoś czasu Amy należała do pełnego rozpusty świata bikerów. Dodatkowo jeden z motocyklistów, wyjątkowo niebezpieczny Shade, już od dawna miał Sonię na oku.
Zacznijmy może od tego, że książka ma bardzo dobre oceny na Lubimy Czytać, a dziewczyny pochlebnie wyrażają się o twórczości Amelii Sowińskiej. Książkę oczywiście wzięłam z ciekawości, ponieważ zapowiadała się mrocznie i brutalnie, a takie historie lubię. Po przeczytaniu samego prologu już wiedziałam, że będę zadowolona. Dalej było jeszcze lepiej...
Amelia Sowińska przedstawiła w swojej trzeciej książce mistrzowsko skonstruowaną intrygę. Ale to było dobre!!! Przez cały tekst wodziła mnie za nos i myślę, że nie tylko mnie. Cały czas zastanawiałam się o co w tym wszystkim chodzi. I wiecie co? Nie mogłam się oderwać od tej książki. Nie mogłam przestać czytać, aż nie skończę. Historia Soni pochłonęła mnie do tego stopnia, że zabrałam ją nawet w podróż, a nie powinnam, bo miałam podczas niej pisać zaległe recenzje i oczywiście tego nie zrobiłam. Co to oznacza? Że książka jest naprawdę dobra.
Nie chciałabym Wam zdradzać fabuły, ponieważ jest zbyt ciekawie wymyślona, byście jej elementy poznali z mojej recenzji. Ale tak na zachętę powiem Wam, że znajdziecie tu klub motocyklowy, który jest postrachem miasteczka Sawannach. Ale myślę, że spotkanie ich na ulicy jest bezpieczniejszą opcją, niż trafienie w łapy złoczyńcy, który porywa młode kobiety. Już kilka koleżanek Soni zaginęło w tajemniczych okolicznościach. Jedną z zaginionych jest Sara, jej siostra. Nie jest pewne, że została porwana, mogła uciec. Ale dziewczyny zawsze miały ze sobą świetny kontakt, więc to mało prawdopodobne, by nagle wyjechała bez pożegnania. Sonia nie spocznie, póki nie dowie się, gdzie jest Sara. Jest jeszcze jedna rzecz, która spędza sen z powiek dziewczyny. Są to przebłyski tego, co było kiedyś. Jakby niektóre zapomniane z jej życia fakty, jak elementy układanki trafiały na swoje miejsce. Ale Sonia nie miała nigdy wcześniej problemów z pamięcią, więc tym bardziej nie rozumie co się z nią dzieje. I do tego w jej życie wkracza tajemniczy Shade i swoim zachowaniem daje znać Soni, że coś ich kiedyś łączyło, choć Sonia jest pewna, że nigdy wcześniej go nie spotkała.
Książka mi się bardzo podobała i jeśli lubicie zawiłe historie, mroczne sekrety, motocyklistów, gorące sceny erotyczne i zagadki, który będziecie chcieli rozwiązać, to "Shade" jest dla Was lekturą obowiązkową.
Ale...
...no właśnie jest jedna rzecz, która mi się nie spodobała. Shade nazywał Sonię "Bee". W polskim tłumaczeniu autorka użyła słowa "pszczółka" i to był jej największy błąd. O ile to słowo pojawiło by się w polskiej wersji kilka razy, to pół biedy. A ono pojawia się w niej razy kilkadziesiąt. I do dziewczyny mówią tak wszyscy. Oczywiście gdzieś pod koniec jest wyjaśnione skąd się "Bee" wzięła i czemu Shade tego przezwiska używa. Ale niech używa go w angielskiej wersji. A on w kółko "pszczółko to, pszczółko tamto". Jest to okropnie irytujące. Tym bardziej, że inni również tak robią. Podam Wam przykład, który wyjaśni moją irytację doskonale. Na pewno każdy z Was zna Transformers. Kultowym i najbardziej znanym robotem jest Bumblebee czyli "trzmiel" w polskim tłumaczeniu. Ale czy ktoś kiedyś wpadł na pomysł, by tłumaczyć imię bohatera? Czy ktoś wołał do niego "trzmielu to, trzmielu tamto"? Oczywiście, że nie. Więc uważam, że autorka niepotrzebnie zalała (dosłownie) strony tej książki słowem "pszczółka" zamiast zostawić "Bee" i tylko wytłumaczyć skąd się przezwisko wzięło. Ale ona wolała zdecydowanie nas tą pszczółką zamęczyć. Nie rozumiem tego posunięcia i uważam, że bardzo to szkodzi fabule.
Ale...
...przymykam na to oko i mimo tego książkę Wam polecam. Do samego końca nie zorientowałam się, kto i w jakim celu mógłby porywać młode dziewczyny oraz to co takiego wydarzyć się mogło w przeszłości w życiu Soni. A to, że się wydarzyło dużo, to mogę Wam obiecać.
Czekam na kolejną część serii i już mam pomysł, kto będzie jej bohaterem.
Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki dziękuję wydawnictwu Niezwykłe.
Fajnie, że fabuła ma ciekawy wątek, którego nie da się od razu rozpracować. To sztuka tak napisać książkę!
OdpowiedzUsuńBrzmi świetnie, bardzo lubię czytać tego typu tytuły podczas wakacyjnego leniuchowania. To moim zdaniem idealny czas dla nich.
OdpowiedzUsuńNie znam jeszcze tego tytułu, jednak jestem przekonana, że spodoba się on mojej siostrze.
OdpowiedzUsuńNo to nie jest pozycja dla mnie, ale plus dla autorki za fabułę, którą trudno rozgryźć.
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o autorce wcześniej, ale musze przyznac, że jestem bardzo zaciekawiona tą historią!
OdpowiedzUsuńSłyszałam o tej pozycji, ale się na nią nie skusiłam. Teraz tych nowości jest tak dużo, że nie wiadomo na co się skusić,
OdpowiedzUsuń