
Jak myślicie, jakim jestem czytelnikiem? Pewnie większość z Was pomyślało, że wybrednym. Oczywiście. W tym roku już kilka książek dostało niskie oceny, ale co zrobić? Literatura, po którą sięgam musi dostarczyć mi wrażeń, jak nie dostarcza, to oceny lecą w dół. Ale są takie chwile, gdy chcę odetchnąć od mocnych historii i sięgam po coś lżejszego. Chcę zwolnić i sięgam po książki obyczajowe. Literatury obyczajowej u mnie w biblioteczce jest mało. Ale jak już się coś pojawia, to bardzo staranie to wybieram. Nie lubię bowiem czytać na siłę. To ma być przyjemność.

Gdy dostałam propozycję objęcia Patronatem Medialnym nowej książki Ani Kucharskiej zostałam zapewniona, że książka jest świetna i na pewno mi się spodoba. Uwierzyłam. Czy zapewnienia okazały się prawdą?
Ale zacznijmy może od tego, o czym opowiada Dom Beaty?
Czym jest dom? Czy to tylko miejsce zamieszkania lub tymczasowego pobytu? Czy może „dom” to coś więcej? Może to miejsce wypełnione miłością i uśmiechami? A może „dom” nie jest nawet drewnianą lub murowaną konstrukcją?
Beata Polska, trzydziestopięciolatka z bagażem doświadczeń, będzie musiała odpowiedzieć sobie na to pytanie. Kiedy los niespodziewanie, nie pytając ją o zdanie, zmusza kobietę, aby powróciła do ojczyzny, ta jeszcze nie wie, że w rodzinnej Wetlinie dostanie szansę na odnalezienie samej siebie. Szansę na nowe, pełniejsze i szczęśliwsze życie. Tylko czy Beata odważy się z niej skorzystać? Czy okrutne wspomnienia z przeszłości w końcu uwolnią ją od siebie?
Beata kieruje się w swoim życiu przede wszystkim strachem. To ten lęk kazał jej szesnaście lat temu opuścić familijne strony i podążyć tam, gdzie nikt jej już nie znajdzie – do Stanów Zjednoczonych. Naiwna wiara, że zostawiając za sobą ojczyznę, zostawi też za sobą demony przeszłości, okazuje się krucha i kobieta bardzo szybko przekonuje się, że ucieczka z danego miejsca nie oznacza ucieczki przed samą sobą. Jednak, kiedy strach przed nieznanym ściska ją za gardło, nie potrafi postąpić inaczej, jak po raz kolejny uciec.
Jednak pewne uczucia okażą się silniejsze niż dławiący kobietę strach. Wszystko przez Michała Jaworskiego, jej pierwszą nastoletnią miłość. Odkąd spotyka go w Wetlinie, jej życie zaczyna się zmieniać jak w kalejdoskopie.
Czy istnieje miłość, która jest lekiem na całe zło? I czy istnieje dom, który nie ma konkretnego namacalnego adresu, ale jest czymś, co wzywa do siebie z wielką, niewyobrażalną siłą? „Dom Beaty” to książka, która odpowiada na te pytania. To opowieść o tym, że warto pokonać swoje lęki, aby nareszcie móc doświadczyć prawdziwego szczęścia.

Książkę Dom Beaty polubiłam już po przeczytaniu kilku stron. Autorka ma lekkie pióro i już po chwili czytelnik oczarowany jest jej stylem pisania. Historia opisana w książce nie jest łatwa. Główna bohaterka ukrywa mroczny sekret, a dramatyczne wydarzenia z przeszłości nie pozwalają jej żyć normalnie. Bardzo szybko zorientowałam się, co wydarzyło się w życiu bohaterki, ponieważ autorka tylko przez moment to ukrywała. Choć podświadomość podsuwała mi przed oczy różne sceny, to dopiero opis zdarzenia i towarzyszące mu emocje Beaty sprawiły, że poczułam jeszcze większy sentyment do twórczości pisarskiej Ani. Ależ ona pięknie potrafi opisywać emocje i pisać o uczuciach!!! Nie raz, nie dwa łezka w oku mi się zakręciła. Nie płakałam co prawda, ale było blisko. Dom Beaty to jedna z tych historii, którymi się żyje i je przeżywa razem z jej bohaterami. Jestem pod wrażeniem tego jak mnie oczarowała.

Beata to mądra i uczuciowa kobieta. Myślę, że gdyby w przeszłości nie wydarzyła jej się krzywda, to byłaby teraz szczęśliwa. Jednak tak się nie stało. Ucieczka do Stanów i 16 lat życia na obczyźnie, dobra praca, pieniądze, spełnienie - tak się tylko wydaje, bo Beacie do szczęścia brakuje mężczyzny. Ale żaden z jej byłych partnerów nie był nic wart. A może był, ale to w Beacie tkwi problem? Może jej serce od lat jest zajęte przez kogoś innego?


Nagły powrót do Polski w rodzinne Bieszczady będzie dla kobiety trudny. Dawno temu góry zabrały jej matkę, teraz przyjdzie jej pochować ojca. A przy okazji zmierzyć się z demonami przeszłości. Czy wygrają i kobieta wróci do Stanów? A może uda jej się pokonać lęk i otworzy się na miłość? Tak miłość. Bo to ona wisi w powietrzu i tylko jedno słowo wystarczy, by na powrót opanowała serce Beaty.
W książce znajdziecie bardzo sympatyczną główną bohaterkę, którą polubiłam od pierwszej chwili. Będzie śmiesznie, ale i czasami poważnie. Będą łzy i rozpacz. Będzie intryga i będą kłamstwa. Mniejsze, większe, ale namieszają w życiu Beaty. Spotkacie tam wielu wspaniałych i życzliwych ludzi, ale również i tych podłych, jak to w życiu bywa. Poznacie Michała Jaworskiego, w którym nie jedna z miastowych panien mogłaby się zakochać. Dobrze gotuje, a przy tym jest bardzo uzdolnionym i zaradnym facetem. Takiego ze świecą szukać. A przy okazji dowiecie się, że dom to nie tylko murowana czy drewniana konstrukcja, a miejsce, gdzie ktoś o nas myśli i na nas czeka.
Nie chcę Wam za dużo zdradza, ale z całego serca polecam Dom Beaty Ani Kucharskiej.
Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa WasPos, a jej premiera miała miejsce 24 kwietnia 2020 roku.
Lubicie książki obyczajowe z wątkiem miłosnym?
Ta książka kilka dni temu pojawiła się w moim domu więc z pewnością ją przeczytam - jestem zainteresowana - no i Twój patronat jest więc koniecznie musze ją nadrobić :)
OdpowiedzUsuńOgólnie nie przepadam, ale tu fabułę przedstawiłaś tak, że nawet ja poczułam się zainteresowana!
OdpowiedzUsuńZapowiada się mega ciekawie, z chęcią ja zamówię i sprawdzę czy jest warta mojego czasu. Gratulacje patronatu ♥️
OdpowiedzUsuńGratulacje dolla patronatu. Zachecasz do przeczytania tej książki. Fajnie się zapowiada jak dla mnie.
OdpowiedzUsuńCzytałam opis tej książki na stronie wydawnictwa i zastanawiałam się czy się na nią skusić czy nie, teraz już wiem co powinnam zrobić
OdpowiedzUsuńPierwsza część opisu mnie wciągnęła, ale później jakoś tak przestało iskrzyć. Jednak myślę, że byłaby to dla mnie dobra książka do kawy w leniwy poranek ;)
OdpowiedzUsuńCiekawe, czy i ja bym się w takiej bohaterce zakochała. Trochę mamy ze sobą wspólnego, choć zazdroszczę jej dobrego kolejnego kandydata. Ja zatrzymałam się na takim, co nie gotuje za dobrze :D
OdpowiedzUsuń